sobota, 23 marca 2013


LOŻA SZYDERCÓW [1/?]
wersja druga

Rating : NC-17
Zespół : EXO, SHINee, B.A.P, BigBang, MBLAQ, Super Junior
Pairing : TaoRis [Tao x Kris] , przejawy innych pairingów
Rodzaj : wieloczęściowe, fluff, fantasy
Ostrzeżenia : imiona uczniów, nauczycieli i przechodniów są przypadkowe, przemoc, przekleństwa
Opis : Szkoła jak szkoła. Z pozoru niewinna, taka jak inne, ale czy na pewno? Nie! To co kryje się za murami seulskiej School of Performing Arts przechodzi najśmielsze oczekiwania każdego ucznia. Nauczyciele, personel, uczniowie – wszyscy zastraszani przez gang samych najzdolniejszych, najgroźniejszych i najbogatszych uczniów.
Ilość : 18 980
POV : Kris

UWAGA!
Jeśli chodzi o członków zespołów to tylko niektórzy będą wymienieni! Nie planuję pisać z ich punktu widzenia. Wystąpią tylko jako bohaterowie! Chyba, że coś mnie nagle nawiedzi ..

ENJOY :

W sobotni wieczór wybraliśmy się całą ekipą do dobrze nam znanego klubu ,, Black Paradise ‘’, który mieścił się w samym centrum Seulu. Przychodzenie do niego stało się rutyną. Był to najlepszy lokal w mieście. Przestronny, z dobrą muzyką, wystrojem, jedzeniem, drinkami. Posiadał Strefę VIP, której byliśmy członkami. Nikt do niej nie miał wstępu bez identyfikatora, a jeśli próbowałby się wślizgnąć miałby bardzo bliskie spotkanie z pięknymi, czarnymi bykami, tzw. ochroniarzami. Bywaliśmy w nim bardzo często. Głównie dla zabawy. Nie przychodziliśmy tu, by się smucić i użalać nad sobą. Jak już zatopić wszystkie niepowodzenia w sporych ilościach alkoholu, prochach i szaleństwu. Zdarzały się wyjątki, iż zbieraliśmy się tu całością, gdy lokal był zamknięty po to, by wyjawić nasze potrzeby. Otóż nie byliśmy do końca ludźmi. Łączyła nas jedna, wspólna tajemnica, która ujawniała się pod osłoną nocy. Niekontrolowana w czasie pełni, dająca upust emocjom, pragnieniom, wolności. Stawaliśmy się silniejsi, czulsi, niezwyciężeni. Mówiąc ,, my ‘’ mam na myśli 15 członków wielkiego gangu Loży Szyderców :

- Wu Yi Fan > Kris
- Kim Jong In > Kai
- Byun Baek Hyun > Bacon/Bakuś
- Kim Jong Dae > Chen
- Kim Jun Myeon > Suho
- Kim Jong Hyun > Dino, Jjong, Bling
- Bang Yong Guk > Yongguk
- Kim Him Chan > Generał Himchan
- Dong Yong Bae > Taeyang/SOL/Cygan
- Choi Seung Hyun > TOP/Tabi
- Lee Chang Seon > Lee Joon
- Choi Si Won > Siwon/Siwy
- Kim Young Woon > Kangin
- Cho Kyu Hyun > Kyuhyun
- Kim Yeon Rin > Yuri *

Impreza trwała w najlepsze. Wszyscy tańczyli na parkiecie. Nie było nikogo kto siedziałby bezczynnie na dupie i sączył w samotności drinka. Imprezowicze ruszali się od dłuższego czasu w rytm znanych utworów Flo Ridy. Nawet ja. Kto by pomyślał, że po pijaku umiem się całkiem nieźle poruszać? Nie miałem zielonego pojęcia ile wypiłem, ale w tej chwili nie przejmowałem się tym zbytnio. Skupiłem uwagę na swojej dziewczynie Yuri, która w obecnej chwili poruszała się seksownie w rytm lecącego z głośników na maxa Ushera. Ubrana w kusą, czarną sukienkę odsłaniającą znaczną część jej pięknego, zadbanego ciała, tego samego koloru szpilki, falowane, ciemne blond włosy rozpuszczone i kaskadą spływające po ramionach, aż do łopatek, w uszach kolczyki z czerwonymi piórami i w ciemnych barwach bransoletki na nadgarstku. Ocierała się pośladkami o moje krocze, uśmiechała perwersyjnie i zagryzała swą dolną wargę. Chwyciłem ją za biodra i obróciłem przodem do siebie, od razu przyciągając tak, by nie było między nami wolnej przestrzeni. Przejechałem jedną ręką po jej nagim udzie, po czym je podniosłem, aż jej noga zahaczyła o moje biodro. Ciepła ręka wsunęła się pod jej kusą czarną sukienkę, palce wślizgnęły się pod koronkowe, czerwone springi i zaczęły pieścić jej łechtaczkę. Drugą rękę przesunąłem na jej kark i wpiłem się gwałtownie w Jej pełne, umalowane czerwoną szminką usta. Rozchyliła wargi pod wpływem dotyku i jęknęła cicho. Bez chwili wahania wdarłem się do jej gorącej jamy i zacząłem penetrować dokładnie jej buzię. Poruszała biodrami, wciąż ocierając się o mój rosnący wzwód. Zabrałem rękę z jej krocza, odsunąłem się, słysząc jej zawód. Uśmiechnąłem się szyderczo, chwyciłem ją za rękę z zamiarem pójścia do Strefy dla VIPów. Ledwo się ruszyliśmy, gdy usłyszeliśmy czyjś wrzask, a następnie odgłosy walki. Spojrzeliśmy zamglonym wzrokiem w kierunku, w którym wszyscy obecni na parkiecie patrzyli. Koło baru majaczyły się jakieś dwie osoby. Jedna leżała na ziemi i próbowała się bronić, a druga stała nad nią i okładała na ślepo pięściami.

- Dawaj mocniej! Dołóż mu! Niech frajer popamięta kto tu rządzi! Następnym razem będzie wiedział czyj to teren! – na przemian darli się członkowie gangu LS.
- Trzymaj go mocno! Połam mu ręce! Wybij zęby! Zatłucz skurwiela! Nie może mu to ujść na sucho! – darli się przypadkowi balangowicze. Dopingowali jednego chłopaka z gangu, który trzymał za kołnierz koszuli, zakrwawionego, ledwo przytomnego chłopca przypominającego z wyglądu wyrośniętą pandę.

Chwilę zajęło mi spostrzeżenie kto się tam znajduje. Po kilku minutach rozpoznałem Jjong’a, lecz nie wiedziałem kim jest ofiara. Pierwszy raz widziałem tą osobę. Jestem wzrokowcem, więc zapamiętałbym chłopca o takiej urodzie. Zaraz, chłopca? Nie no, nie wyglądał na mężczyznę ani na dziecko też nie. Czyżby nieletni postanowił się zabawić? Uśmiechnąłem się głupkowato pod nosem, w momencie kiedy zbulwersowany Dinozaur nie cackał się z Pandą, tylko wziął ją i przerzucił w tłum na środek parkietu. Poczułem szarpnięcie, odwróciłem głowę w owym kierunku i ujrzałem lekko przestraszoną, pijaną dziewczynę. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Oparłem podbródek na jej głowie, gdyż byłem nieco od niej wyższy i patrzyłem ponownie na całe zajście. Napastnik rzucił się za nieznajomym i ponownie zaczął się nad nim znęcać, tym razem dołączając kopanie. Publika darła się, dopingowała Blinga, a Panda? Leżała, osłaniała głowę przed kopniakami, ale mimo wszystko uśmiechała się jak ostatni debil. I z czego tu być szczęśliwym? Podpadło się drugiemu z trzech najgorszych delikwentów, wplątało w bójkę i była możliwość, że wściekły chłopak pokiereszuje go tak, że rodzona matka go nie pozna. Westchnąłem cicho i poczułem ciężar w ramionach. Odsunąłem się ostrożnie od Yuri i ujrzałem, że ta ledwo trzyma się na prostych nogach. Moja pierś zafalowała tłumiąc śmiech, wziąłem ją na ręce i wyniosłem do Stefy. Tam położyłem ją na jednej z czarnych kanap i przykryłem własną, skórzaną kurtką, którą zostawiłem na oparciu. Odgarnąłem jej włosy za ucho, schyliłem się i ucałowałem delikatnie w czoło, by się nie obudziła. Wyprostowałem się i spojrzałem przez okno wychodzące na stronę parkietu. Jak dobrze, że pomieszczenia dla VIPów było dźwiękoszczelne! Spojrzałem raz jeszcze na Śpiącą Królewnę, po czym jak najszybciej udałem się na pole bitewne. Większość gapowiczów już się rozeszła, zostali nieliczni, by zobaczyć końcowy wynik dzieła Dinozaura. Westchnąłem ciężko i poszedłem do baru. Zamówiłem colę z lodem, którą wypiłem duszkiem, a następnie podszedłem do boksującego napastnika. Stanąłem obok i przyjrzałem się ofierze. Leżał bezruchu, ciągle osłaniał głowę, chociaż widać było, że następnego dnia będzie miał sporo guzów. Twarz zakrwawiona, warga rozwalona, nos prawdopodobnie złamany, oczy opuchnięte, a na tym dwie wielkie śliwy. Jęczał cicho, już się nie uśmiechał.

- Jonghyun wystarczy już. – Wydawało mi się, że mówię normalnym głosem, ale w rzeczywistości prawie krzyczałem. W głowie mi huczało, dudniło, mimo że muzyka była wyłączona. DJ skończył swoją robotę i zwinął się w ciągu 10 minut. Zamrugałem parę razy próbując odzyskać kontrast widzenia. Przetarłem oczy i zamrugałem ponownie. Mając lepszy obraz rozejrzałem się po klubie. No nieźle. Szydercy odpadli jeden po drugim; siedzieli, leżeli, zwisali, spali. Tylko Bling i ja byliśmy w stanie pół trzeźwym. – Jjong. Powiedziałem dosyć! Dowaliłeś mu wystarczająco. – Chwyciłem go za nadgarstek, który leciał w kierunku poszkodowanego po raz enty. Spojrzał na mnie ze złością, ale szybko ta mina ustąpiła, dając miejsce zmęczeniu. Odepchnąłem go, a ten zatoczył się do tyłu i wpadł na stołek przy barze. – Podaj mu coś by się ocknął! – Krzyknąłem do barmana, na co tamten szybko zareagował napełniając kubeł po kostkach lodu i chlustając zawartością w półprzytomnego chłopaka. Nie wytrzymałem i wyjebałem śmiechem, budząc przy tym Tabiego, Suho i Kangina. Sieroty rozejrzały się dookoła, poprzeciągały, a gdy zobaczyły dymiącego z wściekłości Dinozaura, również wyjebały śmiechem budząc do reszty pozostałych. Nie minęło pięć minut, a wszyscy się z niego śmiali, włączając osoby w Sferze.

Nie pamiętam jak trafiłem do domu. Obudziłem się z potwornym kacem, pustynią w gardle i burczeniem w żołądku. Przeciągnąłem się i chcąc zejść z łóżka, zaplątałem się w pościel i spadłem na podłogę dość boleśnie. Zakląłem pod nosem i się podniosłem. Byłem tylko w czarnych bokserkach w serduszka. Poczłapałem do łazienki i wziąłem półgodzinny prysznic. Wychodząc z toalety w samym ręczniku przepasanym na biodrach, udałem się do kuchni. Zajrzałem do lodówki i ku mojemu zaskoczeniu znalazłem tylko jabłko. ,, Znowu któryś mi się wpierdolił do domu ‘’. Chwyciłem je, umyłem i wgryzłem się ze smakiem. Nie miałem nic do tych owoców. Lubiłem je, ale jakoś nie świeciła mi się dieta na bazie jabłek. Wrzuciłem celnie ogryzek do kosza i poszedłem się ubrać. Wywaliłem z szafy czarną bokserkę i tego samego koloru rurki. Z ubrania na zapas wyciągnąłem granatową bluzę z kołnierzem, biały T-Shirt i chodzone jeansy. Wpakowałem je do torby, założyłem trampki i wyszedłem z mieszkania. Zamknąłem na klucz, zbiegłem po schodach do swojego cudeńka – czarnego Land Rovera. Wrzuciłem torbę do bagażnika, wsiadłem do auta i udałem się poza miasto. Zostawiłem samochód koło jednego, dobrze znanego motelu i udałem się na piechotę w kierunku lasu. Obserwowałem uważnie czy nikt przypadkiem mnie nie śledzi, a kiedy uznałem, że teren jest czysty, zacząłem biec. Po paru krokach zacząłem czuć dobrze mi znane buzowanie w żyłach. Jakby miliony małych stworzonek chciały się wyrwać na wolność. Narządy zmysłu zaczęły się wyostrzać. Słyszałem jak niedaleko stąd bawią się wiewiórki, czułem świetnie znany zapach innych mniejszych czy większych zwierząt. Czułem pod stopami każdy, nawet najmniejszy kamyczek, gałązkę. Przejechałem językiem po zębach, czując jak mrowienie przechodzi przez dziąsła. W głowie zaczynało mi powoli wirować, ręce nerwowo zaciskały się w pięści. ,, Jeszcze parę kroków .. ‘’. Dostrzegłem znajome urwisko. Wziąłem większy rozpęd i skoczyłem w dół, by po chwili znaleźć się na klifie, lądując na czterech łapach. Uniosłem łeb i zawyłem władczo. Pochyliłem się nad taflą wody i dojrzałem czerwone ślepia, czarne gęste futro i swoje drugie ,, ja ‘’. Rozejrzałem się dookoła i nasłuchiwałem. Zawyłem raz jeszcze, chcąc dowiedzieć się czy ktoś jest na patrolu. Po niespełna paru sekundach odpowiedziało mi chóralne wycie. Poczułem jak ziemia drży, a zza drzew wyłaniają się kolejni członkowie Loży. Stado piętnastu wielkich, potężnych, pięknych, niezwyciężonych wilków. Uniosłem dumnie łeb i obdarzyłem kolejno każdego swym pełnym władzy spojrzeniem. Wilki skłoniły się, spuszczając wzrok z mojej osoby. Wiedzieli jak się zachowywać w stosunku do alfy. Byli betami, a jednocześnie najlepszymi kompanami i współpracownikami. Szarpnąłem łbem i okręciłem się w kierunku pokaźnego wodospadu. Obszedłem go dookoła, rozgrzebałem kawałek ziemi, przepchnąłem swoim gigantycznym cielskiem skałę, by po chwili odsłonić wejście za ścianę wody. Wślizgnąłem się do środka. Mimo tego, że woda lała się litrami, tutaj .. było spokojnie i cicho. Wnętrze przygotowane dla nas – wilków. Luksus, komfort, wszystko czego było nam trzeba. Wskoczyłem na skałkę, gdzie był mój ,, tron ‘’ i położyłem się, czekając na pozostałych.

- Chyba nie muszę przypominać jaki dzień się zbliża. Musimy się do niego dobrze przygotować psychicznie i fizycznie. Będziemy cierpieć, ale wszystko to dla naszego dobra, byśmy stali się niepokonani w walce. – zwróciłem się do wszystkich zebranych w komnacie za wodospadem. Porozumiewaliśmy się w myślach. Inaczej się nie dało. Przyglądałem się Szydercom, którzy potakiwali łbami na znak, że pamiętają. Zbliżał się wielki dzień. Dzień, w którym nasze ciała cierpiały, umysły były katowane przez miliony myśli, uszy cierpiały przez makabryczne dźwięki trudne do zniesienia dla wilczych uszu. Rośliśmy w siłę i potęgę, którą obdarowali nas przodkowie. Kontynuowaliśmy tradycje, czasem je łamiąc, ale wciąż wychodząc na prostą. Podczas pełni z wilków stawaliśmy się wilkołakami człapiącymi na dwóch łapach. Oczy jarzyły się czystą żądzą krwi. Naszym pragnieniem stawało się zabijanie. Nieważne czy to był człowiek, czy zwierze. Krew to krew. Chociaż ludzka krew była dla nas jak narkotyk. Szybko kończący się narkotyk. Czuliśmy ogromną potrzebę na więcej i więcej. Nie potrafiliśmy się w tamtym czasie opanować. Żądza, pragnienie, potrzeba była silniejsza od nas. Nie dało się jej zakuć w łańcuch i przywiązać do drzewa. Niestety.

- A co z inicjacją? Zapomniałeś, że jest tuż po pełni? – odezwał się dotąd milczący Bacon. Przestąpił z jednej łapy na drugą, okręcił się wokół własnej osi i usadowił tyłek na kocu, wpatrując się intensywnie w Yuri. Powiedliśmy za jego spojrzeniem. Yuri była pełnoprawną członkinią Loży, lecz niepełnoprawną w sforze. Trwała na okresie próbnym. Wielki Dzień Inicjacji przypominał ślub tyle, że w wykonaniu wilków. Ceremonia przebiegała dokładnie jak u ludzi. Do ,, ołtarza ‘’ podchodziliśmy jako ludzie. Przy składaniu przysięgi zamienialiśmy się w bestie. Zadaniem wilczycy było znalezienie sobie odpowiedniego partnera i okazanie mu miłości, jak i oddania. Poproszenie go o towarzyszenie na ,, ślubie ‘’. Jeśli partner nie pojawi się na czas lub zrezygnuje z uczestnictwa, będzie to oznaczało śmierć osoby zdającej. Brak partnera równa się brak przemiany. Okropne rzeczy się dzieją, gdy kobieta próbuje się sama, bez pomocy przemienić. Prowadzi to do długiej, bolesnej śmierci. Cierpi się katusze, uczucie jakby się płonęło. Z partnerem trzeba już wcześniej mieć całą ceremonię ustaloną. Występy, pokazy. Wszystko. Nie można mieć od tak nowego partnera. Nikt nie chce gniewać przodków. Oni się nie złoszczą, jeśli ktoś zrezygnuje. Wyczuwają sami, że partnerka nie jest dla nas. Gdy wzejdzie księżyc i promienie padną na dziewczynę, zacznie się palić jak żywa pochodnia. Zero ratunku. Ból, cierpienie, bezradność. My też nic nie możemy zrobić. Taki los. Widocznie nie było się przygotowanym na to święto.
- Nie zapomniałem. Pamiętam. Nie przejmuj się tym na razie. Skup się na tym co będzie pierwsze. – fuknąłem cicho na niego i zeskoczyłem na podłoże. Spojrzałem przez lejącą się wodę na granatowe niebo pokryte gwiazdami. – Czas się zbierać Panowie i Panie. Jutro gramy mecz. – Zawyłem do księżyca, oddając hołd przodkom. Zaczekałem na dziewczynę, po czym wyszliśmy z kryjówki i biegiem udaliśmy się w kierunku motelu, gdzie znajdował się mój samochód. Wyprzedziła mnie, przez co mogłem podziwiać jej wygląd. Mniejsza od samca, ale większa od pospolitego wilka. Futro koloru ciemnego blond, miejscami podchodzące pod brąz, miodowe ślepia i głowa zaprzątnięta setkami tysięcy myśli i rozważań. Byłem jedynym, który potrafił czytać z niej jak z otwartej księgi. Dogoniłem ją, skoczyliśmy w krzaki, gdzie przemieniliśmy się w ludzi. Podniosłem głaz, gdzie była skrytka na ubrania. Założyłem swoje ciuchy, które wcześniej schowałem i zaczekałem, aż Yuri się ubierze. Po pięciu minutach wyszliśmy z lasu, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod dom dziewczyny. Ucałowałem ją na dobranoc, pomachałem i odjechałem w kierunku swojego domu.

Wstałem, zjadłem pożywne śniadanie, czyli płatki zbożowe z mlekiem, umyłem się, ubrałem, spakowałem i ruszyłem do szkoły, w której byłem dziesięć minut później. Cztery godziny treningu minęły szybko i męcząco, jednocześnie mobilizująco. Dostaliśmy półtorej godziny przerwy, by odpocząć czy zjeść nim rozpocznie się mecz. Wszedłem do szatni i skierowałem się pod prysznice po to, by zmyć z siebie bród i smród. Umyłem się dokładnie, wytarłem, ubrałem w czyste ciuchy na mecz. Wyjąłem z torby komórkę i ujrzałem ponad 30 połączeń nieodebranych i 50 wiadomości. Wszystko od Szyderców. Wsunąłem telefon i portfel do kieszeni spodenek, po czym udałem się na stołówkę. Wszedłem do środka, podszedłem do bufetu, kupiłem kanapkę i sok pomarańczowy. Odwróciłem się z zamiarem pójścia do stolików, przy którym zazwyczaj siedzieliśmy, lecz moją uwagę zwrócił tłum ludzi tłoczących się przy kimś. Odstawiłem jedzenie na swoje miejsce i ruszyłem spokojnym krokiem w kierunku bójki. Nie zdziwiłem się, gdy moim oczom ukazał się Dinozaur. Większym zaskoczeniem i szokiem było to, że Jjong okładał znowu Pandę, która była trzymana przez Kangina. Unieruchomił mu ręce. Z tłumu wyłoniła się Yuri z grupką dziewczyn. Cheerleaderki. Dziewczyna podeszła do chłopca i sama zaczęła mu dokładać. Trafiła celnie w nos, aż było słychać chrupnięcie. Gol – złamany nos. Już się przykładała, by ponownie uderzyć, ale w porę złapałem ją za nadgarstek i wykręciłem go do tyłu. Zawyła z bólu i popatrzyła na mnie z bólem w oczach.

- Macie przestać i to natychmiast. Kangin, puść go. Bling, do stołu marsz w trzy sekundy albo nie grasz w meczu. – Spojrzałem mu centralnie w oczy przez, które przeniknął blask. Słyszałem jak z jego gardła wydobywa się cichy warkot, ale puścił Pandę i rozpychając się łokciami, polazł do stołu. Kangin zrobił to samo, ciągnąc Yuri za sobą. – A wy nie macie co robić tylko się gapicie?! – Zwróciłem się do zbiorowiska. Przestraszeni odwrócili się i wrócili na miejsca lub wyszli z pomieszczenia. Rzuciłem okiem na chłopaka i poszedłem na swoje miejsce. Ledwo usiadłem, a zasypał mnie grad pytań, żali, jęków.

Suho : Telefon to się idioto odbiera!
Dino : Dlaczego pomagasz kurwa wrogowi?! To pieprzony wróg! To z nim będziemy się mierzyć na meczu! Nie wiem co skurwiel szykuje, ale nie ujdzie mu to na sucho! Przy okazji może w końcu zapamięta czyj to teren! Z nami – Szydercami się nie zadziera! – stół się zatrząsł, po tym jak przywalił pięścią w blat.
Kai : Zresztą zasłużył sobie na nowe siniaki. Podrywał mojego kujonka, a tylko ja mam prawo go dotykać.

Wyplułem sok, który właśnie piłem, trafiając w śpiącego Chena, który automatycznie się obudził i próbował ogarnąć co się stało. Wierzchem dłoni wytarłem kącik ust i spojrzałem na Jongina z wytrzeszczem. Kai był gejem? Podejrzewałem go bardziej o biseksualność, ale homo? Nie to bym coś do nich miał, ale zadziwił mnie tym. Zaśmiałem się cicho pod nosem i pokręciłem z rozbawieniem głową.

Kai : Co się śmiejesz? Nie wierzysz mi? Spotykamy się ze sobą. Na jego prośbę, by nikt znajomy nie widział.
- parsknięcie –
Lee Joon : Ja tam Ci nie wierzę. Zawsze gadasz, że chodzisz z jednym, drugim, z tą i inną. Pobawisz się i zostawisz jak to w zwyczaju masz.
Kai : Nie wierzycie mi?! – nie czekając na odpowiedź, podniósł się i ruszył w kierunku gdzie siedziała jego rzekoma miłość. Złapał go za rękę, pociągnął do góry i z namiętnością wpił się w jego wargi. Obserwowaliśmy jak zszokowany chłopiec z wielkimi oczami i zdezorientowaną miną wpierw próbuje go odepchnąć, a w następnej minucie obejmuje kark ciemnoskórego i oddaje zażarcie pocałunki. Cała stołówka patrzyła na tą scenę. Większość wykrzywiała buzię w geście zniesmaczenia, odrazy. Kilka grupek dziewczyn patrzyło na chłopaków z szeroko otwartymi oczami, po czym zaczęły podskakiwać i wydawać z siebie zduszone piski. Odwróciłem wzrok od całego zamieszania i zacząłem jeść swoją kanapkę, popijając ją sokiem pomarańczowym. Po paru minutach Kai oderwał się od chłopaka, chwycił go za rękę i razem opuścili pomieszczenie.

Wyszedłem ze stołówki. Miałem jeszcze trzydzieści minut nim rozpocznie się mecz. Zmierzałem przez puste korytarze w kierunku szatni dla zawodników. Zamyślony i wpatrzony w ziemie, nie zauważyłem, że ktoś stanął mi na drodze. Wpadłem na tą osobę i automatycznie poleciałem do tyłu, na moje szczęście łapiąc równowagę i patrząc dziwnie na osobnika. Moim oczom ukazała się wyrośnięta Panda, chłopak przypominający wyrośniętą Żabę oraz coś co wydawało się chłopakiem, lecz mogłem się mylić – babska poza, wypięty tyłek i kolorowa fryzura. Trochę na męską divę wyglądał. Przybrałem maskę swojego słynnego bitchface’a.

Żaba : No, no, no. Kogo moje piękne oczyska widzą. Słynny Wu Fan, najlepszy wśród seulskich kapitanów drużyn. Na pewno jesteś tak świetny jak wszyscy gadają?
Le Diva : Z chęcią zobaczę jak polegasz na boisku. Od razu zainwestuj w chusteczki i może pomoc medyczną – cwany uśmieszek wypłynął na jego delikatną buźkę.
Żaba : Chodźcie chłopaki. Nie ma co się zadawać z plebsem. – zawołał towarzyszy i ruszył w przeciwną stronę, wcześniej się zatrzymując i szepcząc cicho w moim kierunku - Połam nogi. I to dosłownie.

Zacisnąłem rękę w pięść i patrzyłem wciąż przed siebie. Albo raczej w oczy Pandy. Nie przejąłem się zbytnio pozostałymi, ale słowa odrobinę mnie rozjuszyły. ,, Uspokój się Kris. Pogadają, zobaczą co potrafisz Ty i Szydercy i pożałują tego co powiedzieli. Niech mają respekt dla bestii ‘’ . Zwróciłem się po chwili do chłopaka, który pozostał.

- A Ty co tu robisz? Nie śpieszy Ci się na mecz przypadkiem? – rzuciłem w jego stronę, uważnie obserwując każdy nawet najmniejszy ruch.
- Mam jeszcze dwadzieścia minut. Zdążę. – odpowiedział nieśpiesznie, uśmiechając się dziwacznie w moim kierunku.
- Dlaczego ciągle się pałętasz po nie swoim terenie? Na kilometr czuć, że z Tobą też jest coś nie tak. Czuję wyraźnie, iż jesteś alfą. Skąd przybywasz i czego chcesz? – warknąłem cicho i rozejrzałem się w obawie czy nikt nas nie podsłuchuje.
- Szukałem Cię. Skąd jestem i czego dokładnie chcę to już nie twój interes. Uważaj na siebie i nie próbuj się stawić na inicjacji. Przy pełni będziesz najgorzej cierpiał. I to nie z bólu fizycznego, a psychicznego. Jesteś nie z tą osobą co powinieneś. Przodkowie denerwują się. Jakim cudem jeszcze tego nie wyczułeś? – pokręcił głową i spojrzał na mnie z politowaniem.
- Uważaj na słowa szczylu! – rzuciłem się na niego i przyparłem do filaru. Patrzyłem na niego z furią, czułem mrowienie w dziąsłach, a po chwili jak coś kłuje mnie w język. Kły się wysunęły, w oczach pojawił się przebłysk szkarłatu.
- Nie. To Ty uważaj na to co robisz, bo źle się to dla Ciebie skończy. – z dziwną łatwością odepchnął mnie, otrzepał strój i ruszył w kierunku hali, z której słychać było nawoływania trenerów.

Stałem na środku korytarza, zaciskając pięści, powstrzymując się przed atakiem na tego typa. Warknąłem, przywaliłem ręką w ścianę, aż utworzyła się dość pokaźna dziura, uspokoiłem się i zniknąłem za drzwiami hali, w której słychać było po paru minutach dźwięk gwizdka rozpoczynającego mecz.


CIĄG DALSZY NASTĄPI ..

 * jest to postać zmyślona, choć autorka własnej postaci żyje naprawdę J

wtorek, 12 marca 2013


SESJA ZDJĘCIOWA

Rating : PG-13, NC-17
Pairing : SeKai & LayHan = HunHan
Rodzaj : one-shot, smut, fluff
Ostrzeżenia : śmierć bohatera
Opis : Odkąd poznał Sehuna nie widział poza nim świata. Liczył się tylko on. Nic więcej. Niestety, zdobycie go nie było łatwe, bowiem na drodze była pewna ciemna przeszkoda.
Ilość : 12 496
POV : Luhan


Zawsze gdy próbowałem się zbliżyć do Sehuna, ktoś stawał mi na drodze. Rzadko kiedy mogłem z nim naprawdę pobyć sam na sam. Ciągle ktoś się kręcił dookoła, wchodził w rozmowę i nawet nie powiedział głupiego ,, przepraszam ‘’. Ludzie, czy nie nauczono was manier? Byłem cierpliwą osobą, ale moja cierpliwość też ma granice. Niestety z czasem zaczęły one zanikać. Nie potrafiłem się już opanować i gdy tylko widziałem jak ktoś go dotykał, schylał się w jego kierunku, by coś szepnąć na ucho – zżerała mnie potworna zazdrość. Miałem chęć podejść do tej osoby i zatłuc ją na śmierć, a bynajmniej tak by nie mogła już dotknąć mojego obiektu westchnień.

Z rozmyślań wyrwał mnie sygnał dzwonka. Rozejrzałem się rozkojarzony i chwile mi zajęło ogarnięcie gdzie jestem. Wielka hala, sesja zdjęciowa dla magazynu ,, First Look ’’, wszyscy byliśmy już umalowani, przebrani, fryzury gotowe. Rozejrzałem się po wnętrzu, wciąż będąc ledwo przytomnym. Zamrugałem parę razy chcąc uzyskać ostrość wzroku, lecz szybko tego pożałowałem. Przy planszy z wizerunkiem zachodu słońca, stał Sehun wraz z .. Kai’em. Przytulali się, robili za szczęśliwie zakochaną parę. Zacisnąłem mocno dłonie w pięści i ostatkiem sił powstrzymywałem się, by nie wyjść z hali i olać całą tą sesję. Im dłużej tu byłem, tym bardziej chciałem kogoś walnąć. Zacisnąłem mocno oczy, gdy poczułem czyjąś rękę na swoim barku. Odwróciłem szybko głowę w owym kierunku i moim oczom ukazała się postać Lay’a. Usiadł koło mnie i wcisnął mi do rąk kostkę Rubika. Od razu wziąłem ją w obroty. To była jedyna rzecz, która umiała mnie zrelaksować. Podziękowałem mu cicho, a ten mnie do siebie przytulił. Po niespełna minucie zdążyłem ułożyć dwie kostki. Odetchnąłem z wyraźną ulgą, dając znać Chińczykowi, że już mi się lepiej zrobiło. Posłałem w jego kierunku jeden ze swoich dziecinnych uśmiechów. Roześmiał się i zatopił rękę w moich blond włoskach. Nagle oślepił nas błysk flesza. Spojrzeliśmy w tym samym momencie w kierunku poświaty i znów to samo. Zamrugałem parę razy i dopiero, gdy mój wzrok przywykł do otoczenia, ujrzałem uśmiechniętego fotografa. Kiwał głową rozmawiając z jakąś babką i wskazując jednocześnie głową na nas. Rozejrzałem się dookoła i spostrzegłem, że wszyscy skupili uwagę na nas. Nawet Sehun patrzył .. bez wyrazu. Zarumieniłem się i spojrzałem na swoje białe martensy.

- Lay! Luhan! – krzyknął fotograf na naszą dwójkę, która siedziała na kanapie i nie za bardzo ogarniała co się dzieje – Teraz wasza kolej! Wspaniale się razem prezentujecie!  Chodźcie, siadajcie!
- Przygotować stolik, krzesełka, plansze z widokiem na wieżę Eiffla! – zaczął krzyczeć na ekipę, by się ruszyła. – Dajcie im szampana, bajgle! Ruchy, ruchy! Mam genialny pomysł na LayHan’a!

Jak tylko usłyszałem połączenie mojego imienia i ksywki Yixing’a, oblałem się czerwonym rumieńcem. Usadzono mnie przy stoliku, twarzą do chłopaka, tak byśmy spoglądali sobie w oczy. Uśmiechał się do mnie ciepło, co mnie lekko podnosiło na duchu, a jednocześnie martwiło, bo nie chciałem, by Sehun nas tak zobaczył. Niestety, kątem oka widziałem, że nie był nawet zainteresowany tym co robię. Zrobiło mi się przykro., lecz szybko wpadł mi do głowy pewien pomysł. Skoro jego nie obchodzi to co robię i nie liczy się z tym co czuję, to mogę robić co mi się podoba. Uśmiechnąłem się szeroko i usłyszałem dźwięk aparatu. Fotograf krzyczał, żebyśmy zachowywali się naturalnie, jak na randce. Tylko my. Zagryzłem swoją wargę i sięgnąłem po rękę chłopaka. Zacząłem bawić się jego palcami, a on chwycił moją rękę i pociągnął do siebie. Wstałem i wpakowałem mu się szybko na kolana, twarzą do niego. Poczułem jego ręce przesuwające się z mojej talii, na plecy, następnie barki, aż dotarł na policzki. Spojrzał głęboko w moje oczy i wpił się zachłannie w mojego wargi. Otworzyłem szeroko oczy, lecz szybko je przymknąłem. Objąłem jego kark, przysuwając się jak najbliżej mogłem. Rozchyliłem wargi, by mógł się wślizgnąć do środka. Czułem jak bada każdy zakamarek mojej buzi. Zacząłem cicho pojękiwać. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jęki zrobiły się głośniejsze. Fotograf krzyczał, że jest świetnie, doskonale. Słyszałem gwizdy, zbiorowe ,, WOW! ‘’ , ale się nie przejmowałem tylko poddawałem czułym, tęsknym pocałunkom chłopaka. Po kilkudziesięciu sekundach odsunęliśmy się od siebie zdyszani, łapaliśmy powietrze, które w pewnym momencie się skończyło i uśmiechaliśmy się do siebie jak jacyś debile. Ktoś zaczął klaskać. Odwróciliśmy się w kierunku dźwięku. Moim oczom ukazali się pozostali członkowie obu grup EXO, z jednym wielkim ,, WHAT THE HELL?! ‘’ - jedynie Kyungsoo patrzył na nas jakoś tak normalnie i uśmiechał się, pokazując jednocześnie uniesione kciuki w górę – cała ekipa zdjęciowa i charakteryzatorzy. Wszyscy, którzy nie byli w stanie odrętwienia z powodu obejrzenia skromnego przedstawienia bili brawo. Podszedł do nas główny fotograf, uścisnął nam ręce i zaczął chwilę gawędzić.

Nie miałem jakiejś specjalnej ochoty na pogaduszki, więc przeprosiłem ekipę, podziękowałem za ciężką pracę i udałem się do przebieralni na chwilę odpoczynku. Ledwo tam wszedłem i stanąłem jak wryty. Na kanapie leżał Kai, a pod nim Sehun. Bez koszulek. Bez spodni. Ledwo w bokserkach. Zasłoniłem buzię ręką, by nie wydać z siebie krzyku. Nie mogłem się ruszyć. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stałem tam jak ten ostatni słup soli i patrzyłem co wyprawiają. Słyszałem doskonale jęki wydobywające się z gardła Sehuna, jak wyznaje swą miłość Jongin’owi, jak wykrzykuje jego imię. Zagryzłem mocno wargę, aż poczułem na języku metaliczny smak krwi. Wybiegłem stamtąd, zatrzaskując za sobą drzwi. Odszedłem parę kroków do najcichszego korytarza, oparłem się o ścianę i zsunąłem w dół. Ukryłem głowę między kolanami, poczułem jak po moich rozgrzanych policzkach spływają słone łzy. Nie mogłem przestać płakać. Tak bardzo mnie bolał ten widok, te dźwięki. Szlochałem jak dziecko.

Otworzyłem oczy i nic nie widziałem. Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem .. po pokoju? Ktoś zapalił lampkę nocną. Chwilę później poczułem, że ktoś się na mnie patrzy. Przyzwyczaiłem wzrok do lekko padającego światła i dopiero po chwili zorientowałem się, że jestem w pokoju, a osoba kucająca przy łóżku to Yixing.

- Jak ja się tu znalazłem? Pamiętam, że byliśmy na sesji i .. – zacząłem cicho, nadal nie widząc jakim sposobem znaleźliśmy się w dormie, a co dopiero w pokoju. I w ogóle kto mnie tu przytachał?
- Zniknąłeś na dłużej niż ktokolwiek przypuszczał, więc Kyungsoo wraz ze mną poszliśmy Cię szukać. Znalazł Cię jakimś dziwnym cudem na dworze. Byłeś cały rozpalony. Zakończyliśmy sesję wcześniej i przywieźliśmy Cię tutaj, a reszta została. – odpowiedział spokojnym głosem, podając kubek z Coldrex’em.
- Jak to na dworze? Nie pamiętam bym wychodził na zewnątrz .. – przyłożyłem sobie rękę do czoła i .. o matko! Chyba miałem gorączkę, byłem strasznie rozpalony. Powąchałem płyn w kubku i skrzywiłem się.
- Też chcielibyśmy wiedzieć co żeś tam robił. Wiem, że jest niedobre, ale pomoże Ci szybciej – Położył dłoń na mojej nodze i zaczął ją głaskać.

Niechętnie wypiłem duszkiem ciesz i skrzywiłem się na końcu, wywalając język. Matko, jakie to było obrzydliwe. Oddałem mu kubek i westchnąłem cicho.

- Wiem, że coś się stało. Naprawdę nie chciałbym naciskać, może sam zaczniesz mówić, ale nie lepiej jak się dowiemy co się stało, niż masz to ‘coś’ w sobie dusić? – spojrzał na mnie. Ujrzałem w jego oczach zmartwienie, troskę. Schowałem twarz w dłoniach. Usłyszałem jak ktoś wszedł do pokoju i usadowił się koło Lay’a. Wziąłem parę głębszych oddechów i opowiedziałem im co czuję w stosunku do Sehuna, co widziałem i dlaczego prawdopodobnie zemdlałem. Głos mi się łamał, czułem, że zaraz znów wpadnę w histerię.
- No ja ich chyba zabiję! Jak oni śmieli w ogóle skrzywdzić naszego Bambiego?! – widziałem jak zbulwersowana Umma zespołu krąży po pokoju i ledwo powstrzymuje się przed atakiem.
- A co z Tobą? Myślałem, że lecisz na Jongina .. – odszepnąłem cicho i położyłem się. Lay przykrył mnie kołdrą i usadowił się na swoim łóżku, obserwując mnie z drugiego końca pokoju. Umma stała na środku i myślała intensywnie nad czymś.
- Bo lecę. I on doskonale o tym wie. Chce bym był zazdrosny o Sehuna .. on go nie kocha .. – gdy wypowiadał te słowa, patrzył centralnie w moje oczy, które z każdą chwilą robiły się coraz większe.
- Jak to nie kocha? – spytałem sennym głosem.
- Myślał, że Sehun chciał byś Ty był o Kai’a zazdrosny. Na sesji zdał sobie sprawę, że tamten się w nim zakochał – słyszałem, że podchodzi i kuca koło mojego łóżka.
- T-To .. co to miało być w przebieralni? – czułem jak mój głos drży i powstrzymuje się od szlochu.
- Sam chciałbym wiedzieć. Wierz mi, a teraz prześpij się. – odgarnął mi grzywkę z czoła i położył chłodny ręcznik. Przymknąłem oczy i już po chwili odleciałem w objęcia Morfeusza.

Tym razem zbudziło mnie ciche brzdąkanie na gitarze. Nie musiałem otwierać oczy, by wiedzieć, że to Lay grał. A tak właściwie to co on robił w pokoju, który dzieliłem z Krisem i Xiuminem? Gdzie się tamci podziali? Zacząłem się przeciągać i wydawać z siebie odgłosy jakby gdzieś w pokoju był mały kociak. Zamlaskałem i przetarłem zaspany oczka. Powitał mnie ciepły uśmiech Chińczyka. Roześmiałem się wesoło. Postanowiłem zapomnieć o tamtym zdarzeniu, choć ono powracało i sprawiało mi wciąż ból, ale już nie tak wielki. Skoczyłem pod letni prysznic, umyłem się dokładnie, ubrałem biały podkoszulek, czerwone rurki i białe martensy. Umyłem zęby, wróciłem do pokoju, by pościelić moje łóżko i je zdezynfekować.

- Co dziś mamy w planach? – zwróciłem się do wchodzącego Krisa.
- Jedziemy na sesję zdjęciową. Musisz dokończyć swoje partie + musimy mieć kompletny zespół, by zrobić całością zdjęcie. A tak poza tym to czujesz się już lepiej? – spojrzał na mnie uważnie i lekko się uśmiechnął. Kiwnąłem mu twierdząco głową. – Idź do kuchni, Kyungsoo zrobił naleśniki z syropem klonowym i owocami. Najedz się i dojedziecie do nas.
- TAK JEST PANIE KAPITANIE! – stanąłem jak żołnierz i zasalutowałem. Pobiegłem szybko do kuchni, zająłem miejsce i opchnąłem 7 naleśników z truskawkami + herbatę. Posprzątałem po sobie, podziękowałem mamie zespołu K i wybiegłem do ostatniego vana, który czekał na naszą 3.

Kolejne sesje. Kolejna ciężka praca, mnóstwo zabawy podczas robienia zdjęć, ogrom śmiechów, chichów i współpracy. Zaliczyliśmy grupowe zdjęcia, z wybraną osobą, którą chcieliśmy mieć. Nadeszła kolej na mnie. Fotograf chciał dołączyć do mnie Sehuna i zrobił to. Wszystko było by dobrze, gdyby nie przebrał mnie za księżniczkę w niebieskiej sukni, a Sehuna za rycerza w lśniącej zbroi. I tak paradowaliśmy po całej hali jakbyśmy byli parą królewską. Podnosił mnie jak księżniczkę, obejmował, dotykał. Starałem się na to nie zwracać zbytniej uwagi. Nie miałem się co podniecać, bo ten i tak mnie olewał. Po męczącej godzinie dali nam 15 minut przerwy. Przebrali nas tym razem w garnitury, ułożyli włosy na koguta, zapudrowali porządnie, tak byśmy się nie świecili jak jajka na Wielkanoc. Po przerwie, ustawili nas na zewnątrz przy wielkiej fontannie. Półgodziny na kolejne zdjęcia, dziwne pozy itd. Po kolejnej półgodzinie skończyliśmy całkowicie sesje. Zostały jeszcze tylko rozmowy itp. Sehun gdzieś się zmył. Poszedłem do przebieralni, którą dzieliłem z BaekYeol’em, Krisem, Baozim i Suho, umyłem się, przebrałem w swoje własne ciuchy i wypiłem herbatę, którą sobie przyrządziłem. Wychodząc z pomieszczenia, ktoś mnie potrącił. Odwróciłem się i zdążyłem zauważyć Sehuna. Płakał. Spojrzałem w kierunku, z którego wybiegł, podszedłem tam cicho i zajrzałem do środka. Ujrzałem KaiSoo .. uśmiech wypełzł mi na buzię. Nie wiem czemu. Taki odruch. Zamknąłem cicho drzwi i pobiegłem za maknae. Znalazłem go na dachu budynku. Siedział oparty o murek, z głową schowaną w rękach. Kucnąłem naprzeciw niego i oparłem się o jego kolana.

- Odejdź. – usłyszałem niewyraźne słowo, ale wiedziałem co mówi. – Chcę pobyć sam.
- Nie zostawię Cię. – zacząłem gładzić powoli jego nogę, ale ten się odsunął.
- Odejdź, nie chcę nikogo widzieć ..
- Hunnie .. Wszystko będzie dobrze, ułoży się zobaczysz. Będziesz jeszcze szczęśliwy, jak nie z nim to z kimś innym. Przecież nie tylko on jest jedyny na świecie. Są inni .. – próbowałem do niego jakoś dotrzeć.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz. Ty nigdy nie straciłeś kogoś, kogo kochałeś – spojrzał mi prosto w oczy. Poczułem ból. Ból w klatce piersiowej, wielką gulę w gardle i łzy zbierające się pod powiekami. Oddychałem spokojnie, by nie zareagować agresją.
- Mylisz się. Straciłem kogoś. Straciłem Ciebie. Jesteś tak zapatrzony w Kai’a, jakby był jakimś pieprzonym bóstwem. Olałeś mnie, mimo że wiedziałeś .. zdawałeś sobie sprawę co do Ciebie czuję .. jeśli nie .. to jesteś ślepy .. Wszyscy wiedzieli, że mi się podobasz .. – gdy mówiłem, próbowałem cały czas patrzeć mu w oczy, ale było to strasznie trudne. Ból narastał, gula również.
- Nie mów tak na niego! Skoro tak bardzo mnie kochasz to dlaczego obściskujesz się z Lay’em?! Bawisz się nim? To samo byś ze mną pewnie zrobił .. ! – patrzył na mnie z dziką furią. Wstał i pociągnął mnie za kołnierz bluzy do góry. Stanąłem na własnych nogach, patrzyłem na niego, a łzy spływały wolnym tempem po policzkach.
- Ja się bawię?! A Kai co z Tobą zrobił?! Nie wiedziałeś, że on Cię nie kocha tylko się bawi?! Aż tak ślepy byłeś?! Kai kocha Kyungsoo! A Lay Suho! Ten pocałunek z nim był ustawiony byś był zazdrosny, ale Ciebie to nawet nie obeszzz .. – wpierw poczułem jak coś miękkiego dotyka moich warg, a następnie moja głowa obraca się o 360 stopni. Złapałem się za piekące miejsce. Uderzył mnie .. i to cholernie mocno.
- NIE MASZ PRAWA TAK O NIM MÓWIĆ! NIC NIE WIESZ! NAJLEPIEJ JAKBY CIĘ NIE BYŁO! NAJLEPIEJ JAKBYŚMY SIĘ NIGDY NIE POZNALI! NIENAWIDZĘ CIĘ XIAO LU! – czułem jak naparł na moją klatkę piersiową i popchnął mnie do tyłu. Potknąłem się o niski murek i .. leciałem w dół. Zamknąłem oczy i ostatkiem sił krzyknąłem : ,, Kocham Cię Oh Sehun!! ‘’. Usłyszałem wrzask. Nie wiem kto krzyczał. Poczułem coś zimnego i twardego. Otworzyłem oczy. Zamazanym wzrokiem widziałem wystraszoną buzię Sehuna, słyszałem tupot biegnących stóp, czułem metaliczny zapach, intensywny .. bardzo .. próbowałem ruszyć ręką, ale złapał mnie potworny ból .. chyba ją złamałem .. Słyszałem, że ktoś mnie wołał, ale nie byłem w stanie rozpoznać głosu .. wstrząsnął mną potężny dreszcz, z ust zaczęło mi coś płynąć na zewnątrz .. ktoś mną potrząsał .. słyszałem wycie syren .. czułem ledwo bijące serce .. ledwo .. a może wcale? .. zatrzymanie akcji serca .. a potem .. potem zapadła ciemność i słychać było jak echo czyjś przeraźliwie, zrozpaczony krzyk .. nie wiem co to było .. odszedłem i już się nie obudziłem ..


wtorek, 5 marca 2013


LOŻA SZYDERCÓW [1/?]

Rating : NC-17
Zespół : EXO , SHINee , B.A.P , BigBang , MBLAQ , Super Junior
Pairing : TaoRis [Tao x Kris] , przejawy innych pairingów
Rodzaj : wieloczęściowe , fluff?
Ostrzeżenia : imiona uczniów, nauczycieli i przechodniów są przypadkowe , przemoc
Opis : Szkoła jak szkoła. Z pozoru niewinna, taka jak inne, ale czy na pewno? Nie! To co kryje się za murami seulskiej School of Performing Arts przechodzi najśmielsze oczekiwania każdego ucznia. Nauczyciele, uczniowie, personel – wszyscy zastraszani przez gang samych najgroźniejszych, najbogatszych i najzdolniejszych uczniów.
Ilość : 11 705
POV : Kris

UWAGA!
Jeśli chodzi o członków zespołów to tylko niektórzy będą wymienieni! Nie planuję pisać z ich punktu widzenia. Wystąpią tylko jako bohaterowie! Chyba, że coś mnie nagle nawiedzi ..

ENJOY :

- Dawaj mocniej! Dołóż mu! Niech frajer popamięta kto tu rządzi! Następnym razem będzie wiedział czyj to teren! – na przemian darli się członkowie gangu LS.
- Trzymaj go mocno! Połam mu ręce! Wybij zęby! Zatłucz skurwiela! Nie może mu to ujść na sucho! – darli się przypadkowi balangowicze. Dopingowali jednego chłopaka z gangu, który trzymał za kołnierz koszuli, zakrwawionego, ledwo przytomnego chłopca przypominającego z wyglądu wyrośniętą pandę.

Patrzyłem na całe to zdarzenie ze swojego, zaciemnionego miejsca. Było mi obojętnie co chłopaki robią, byle by tylko dobrze wykonali robotę. Nikt nie miał prawa wejść do tego klubu bez zaproszenia. Musiał być VIPem, stałym klientem lub pracownikiem lokalu, a ten typek? Cholera wie kim był. Nie miał przy sobie przepustki, identyfikatora ani nic co mogło by oznaczać, że jest osobistością.

Odwróciłem wzrok od bójki i skupiłem uwagę na swojej dziewczynie Yuri, która aktualnie wtulała się we mnie jak w jakąś maskotkę. Powstrzymałem westchnienie i pocałowałem ją lekko w czoło. Podniosła głowę i obdarzyła mnie swoim niewinnym uśmiechem .. Z pozoru niewinnym. Kiedyś owszem, była zwykłą nastolatką jak każda w jej wieku, ale po dołączeniu do gangu LS – Loży Szyderców – zmieniła się w osobę nie do poznania. Zresztą nie ona jedna. Każdy kto dołączał do paczki, natychmiast się zmieniał. Z zewnątrz był twardy jak skała, nie do przebicia. Wyjebane na uczucia i na wszystko. Natomiast wewnątrz każdy wciąż był dzieckiem, ale ukrywał swoje emocje pod maską by nie ujrzały światła dziennego. A tak właściwie to może powiem wam coś o całej tej Loży?

Była sobie paczka paru przyjaciół. Nowa szkoła, nowe twarze, nowi nauczyciele i zero porządku wśród młodzieży. Nauczyciele niby uczyli dyscypliny, dawali kary za jakieś wykroczenia, ale to były błahostki. Postanowiliśmy zacząć rządzić szkołą. Wieść o gangu rozniosła się szybciej niż świeżo pieczone bułeczki. Całe miasto już wiedziało o naszych poczynaniach, do czego jesteśmy zdolni jeśli ktoś nam się przeciwstawi, bądź podpadnie. Ekipa zebrała 15 członków :

- Wu Yi Fan > Kris
- Kim Jongin > Kai
- Byun Baekhyun > Bacon/Bakuś
- Kim Jongdae > Chen
- Kim Joonmyun > Suho
- Kim Jonghyun > Dino
- Bang Yongguk > Yongguk
- Kim Himchan > Generał Himchan
- Dong Youngbae > Taeyang/Cygan/SOL
- Choi Seunghyun > TOP/Tabi
- Lee Changseon > Lee Joon
- Choi Siwon > Siwon/Siwy
- Kim Youngwoon > Kangin
- Cho Kyuhyun > Kyuhyun
- Yuri

Dziewczynę przyjęliśmy, pomimo tego, że niektórym to się nie podobało, ale nie mieli wyjścia i musieli ją zaakceptować. Skoro lider ją kocha to oni przynajmniej mają ją tolerować. Właśnie. Co do miłości. Owszem. Na początku ją kochałem i to nawet bardzo. Ale od pewnego czasu zauważyłem, że już nie jest w stanie mnie zaspokoić. Mieliśmy wiele zbliżeń, ale nigdy do seksu nie doszło. Po pierwsze nie chciałem jej zmuszać, a po drugie i trzecie i czwarte i chuj wie co dalej .. aż nie wierzę, że to mówię, ale nie chciałem przeżyć z nią swojego pierwszego razu. Nie wiem czy chodziło o to, że partnerka mi nie odpowiada. Niezła była. Ciało wysportowane, lecz czegoś jej brakowało. Niestety, nie wiedziałem czego. Dlatego postanowiłem zachować pewien dystans co do niej. Kończyliśmy tylko i wyłącznie na pocałunkach, trzymaniu za ręce .. i tyle. Tak jakby moje uczucie do niej .. w jednej chwili wyparowało. Koniec. Sen się skończył. Wracamy do rzeczywistości.

Westchnąłem cicho na samo wspomnienie tego. Rozejrzałem się dookoła. Połowa ekipy już walała się po kątach kompletnie pijana, gdzieniegdzie dostrzegłem jeszcze osoby bawiące się. Spojrzałem na zegarek – 04.00 rano – roześmiałem się, gdy nagle do moich uszu dotarł dziwny dźwięk. Ocknąłem się z transu rozmyślań i ogarnąłem jeszcze raz pomieszczenie. Na środku .. leżał cały zakrwawiony, poobijany, ledwo przytomny chłopak o wyglądzie pandy. Śmiał się z czegoś, a raczej kogoś. Uniosłem wzrok na drugą osobę i zobaczyłem rozwścieczonego do granic możliwości Dinozaura. ,, No co jest?! Jeszcze nie skończył go lać?! ‘’ . Pokręciłem głową by wstać, lecz szybko coś mnie ściągnęło w dół. Zamrugałem kilka razy i dopiero po chwili zorientowałem się, że Yuri zasnęła, oparta o moje ramie. Ułożyłem ją ostrożnie na kanapie i ruszyłem na odsiecz Pandzie. Odciągnąłem Jonghyun’a mocnym szarpnięciem. Spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem, zatoczył się do tyłu i upadłby, gdybym go nie przytrzymał. Roześmiałem się i posadziłem go na najbliższym fotelu. Od razu usnął. Pokręciłem rozbawiony głową i przeniosłem wzrok na ofiarę. Patrzył na mnie z 2 śliwkami pod oczyma, głupim uśmieszkiem na ustach i grymasem bólu na twarzy. Pomasowałem się po karku i ruszyłem tyłek w kierunku dziewczyny. Oznajmiłem na głos tym co jeszcze w miarę kontaktowali, że z Yuri się zwijamy, po czym wziąłem ją na ręce i opuściłem klub. Zawiozłem ją do jej mieszkania, wniosłem do środka, położyłem na łóżku, przykryłem kołdrą, wcześniej zdejmując z niej buty. Pogładziłem ją po policzku i wróciłem do swojej kawalerki. Skierowałem się od razu pod prysznic, wróciłem do kuchni napić się wody i poszedłem spać. Nim usnąłem, pomyślałem jeszcze o pandzie z klubu. Moje myśli krążyły wkoło niej : Kim była? Co tam robiła? Czego chciała od VIPów? – nie wiedziałem. Przymknąłem oczy i wpadłem w objęcia Morfeusza.

Obudziły mnie promienie wiosennego słońca. Przeciągnąłem się i otworzyłem mozolnie oczy. Usiadłem do pionu i potrząsnąłem głową, chcąc przywrócić grzywkę na miejsce. Zamrugałem parę razy, próbując jednocześnie wymacać telefon. Nie wyczułem go pod poduszką, przechyliłem się by zajrzeć pod łóżko i znalazłem go rozwalonego. ,, Co ja z nim zrobiłem? ‘’ . Westchnąłem ciężko, złożyłem go do kupy i sprawdziłem czy nie mam jakichś wiadomości. No dobra. 20 wiadomości od chłopaków, 5 nieodebranych połączeń od Yuri. Pali się czy co, że nagle taki zlot? Ziewnąłem, przeciągnąłem się jeszcze parę razy i zamglonym wzrokiem spojrzałem na zegarek – 09.30. Mam jeszcze cza .. ,, Zaraz! CO?! 09.30?! Za 15 minut mam trening! ‘’. Chciałem wstać z łóżka, ale moje nogi zaplątały się w kołdrze, więc przywaliłem swoim cielskiem o podłoże. Warknąłem i ruszyłem biegiem pod prysznic. Ogarnąłem się, wytarłem dokładnie, założyłem białą koszulkę, czarne rurki, granatowe trampki i tego samego koloru bluzę z jakimś nadrukiem zespołu. Chwyciłem torbę treningową i wyleciałem z mieszkania - zdążając zamknąć drzwi – do samochodu. Wsiadłem i po 7 minutach byłem pod szkołą. Rozejrzałem się wokoło czy żadnej policji nie ma, bo gnałem jak na złamanie karku. Jedyna osoba, która nie bała się Loży – był trener Park. Wręcz przeciwnie – my baliśmy się jego. Czasem umieliśmy się z nim dogadać, ale to bardzo, bardzo rzadko. Wparowałem do szatni, gdzie reszta mojej klasy się przebierała. W klasie byłem z Jonghyun’em, Bang’iem i Himchan’em. Skinąłem im głową i przebrałem się szybko. I tak 2h zleciały na treningu koszykówki.

Po zimnym, odświeżającym prysznicu przyszedł czas na lunch. W drodze na stołówkę coś znajomego mignęło mi koło szafek. Obejrzałem się, lecz nic nie zauważyłem. Wzruszyłem ramionami i szedłem dalej, ale po paru krokach ponownie ujrzałem jakiś cień znajomy. Przetarłem oczy i potrząsnąłem głową. ,, Nie śpij Kris, bo Cię ukradną! Odbija Ci coś i jakieś cienie widzisz. Aish .. ‘’. Już miałem przekroczyć próg pomieszczenia, do którego zmierzałem gdy coś, a raczej ktoś zastąpił mi drogę. Przyjrzałem się uważnie osobie i dopiero po paru sekundach skojarzyłem sobie fakty skąd ja znam tą osobę! ,, To ten chłopak ze wczoraj! Z klubu! Ale .. co on tu robi? ‘’. Nie zdążyłem się odezwać, bo został wciągnięty do środka przez jakąś dziewczynę. Zamrugałem parę razy i lekko nieświadomy tego co się stało, poszedłem na swoje miejsce, po drodze zwijając jedynie butelkę z wodą.

Ledwo usiadłem na swoim tronie, a już zasypał mnie grad pytań, stwierdzeń, przekleństw :

Kai : Kurwa! Chłopie, gdzie byłeś jak się do Ciebie wydzwania?!
TOP : Właśnie, właśnie. My tu się martwimy o naszego kochanego liderka, a on ma nas w ciemnej dupie.
Yuri : Kochanie, wiesz, że jak dzwoni Twoja dziewczyna to wypadałoby odebrać?! Martwię się o Ciebie czy gdzieś po drodze Cię nie ukradli, a Ty sobie w chuja lecisz! Wiesz jak mnie przestraszyłeś?! Myślałam już czy nie dzwonić po gliny!
Bacon : Yuri .. ogarnij -.-
Kyuhyun : You knew what happen?!
Siwy : Kyuhyun. Zamknij łaskawie mordę i przestań kaleczyć język, w którym i tak nie umiesz mówić.
Kyuhyun : Are you fuckin’ kiddin’ me, bitch?!
Siwy : Wal się na ryj suczko. Nie podskakuj do starszych to raz, a dwa to naucz się języka to wtedy pogadamy.
- Kyuhyun wystawia rękę w kierunku Siwona i fochnięty odwraca się w drugą stronę z wypowiedzią : Talk to hand bitch! –
- Widać, że zaraz się pobiją, więc wkracza Generał między nich ze swoją tacą, Siwego odciągają na drugi koniec stołu by nie rzucił się przypadkiem do gardła koledze –

Potarłem sobie skronie by nie wybuchnąć. Znowu dziecinada się rozpoczyna. Tak było każdego dnia. Nie mieli się o co żreć, a nawet jak mieli to wychodziło, że o jakąś głupotę. Upiłem parę łyków wody i spojrzałem po kolei na każdego uczestnika obrad. Jedni się żarli między sobą o jakieś gówno, inni utopili nos w talerzach z jedzeniem, Chen leżał na stole i bodajże spał, Suho dyskutował o czymś z Kaiem. Drgnąłem niedostrzegalnie i odchrząknąłem tak, że zwróciłem uwagę prawie całej stołówki. Rozejrzałem się dookoła, przywołując na twarz słynnego bitchface’a i od razu spojrzenia gapiów zmyły się tak szybko jak się pojawiły. Uśmiechnąłem się pod nosem i skupiłem swoją uwagę na Szydercach.

Może zamiast tak pierdolić o jakichś serach, cnotkach, bajerach i innych rowerach powiecie mi co tu jest grane? Co tu robi ta Panda z wczoraj? Czego chce?

Od razu jakby wszyscy przywrócili się do porządku i zaczęli dopowiadać przez siebie:

Chen : Przytachali go do naszej klasy ..
Kai : Zwie się Huang ZiTao ..
Yuri : Jest Chińczykiem i wygląda jak panda ..
Jonghyun – ironicznie - : Dziękujemy za wyjaśnienie Yuri. Naprawdę nie wiedzieliśmy. Zastanawiało nas jakie zwierzątko nam to biedactwo przypomina, ale dzięki Tobie już dalej nie musimy sobie tym zaprzątać główek ..
Yuri : Nie ma sprawy J

- wszyscy co do joty : facepalm –

Niektórzy zastanawiali się jakim cudem jeszcze z nią wytrzymuję. Sam się dziwiłem i często zastanawiałem nad tym jakże trudnym pytaniem. Odpowiedź jednak była prosta. Gdy dochodziło do takich wypowiedzi, kompletnie ją ignorowałem, lecz udawałem, że słucham by jej przykro nie było.

- spojrzenie na Yuri jak na ostatnią idiotkę –

TOP : W każdym bądź razie, wracając do tematu ..
Bacon : Przeniósł się tu już parę dni temu, ale dyrekcja dała mu czas na przygotowanie się do nowego otoczenia. Jak można zauważyć znalazł sobie grono wielbicielek ..
Kai : .. i wielbicieli ..
Chen : Jednym słowem Tao jest Bi, ale większość podejrzewa, że jestem gejem ..
Yuri : Gej, czyli, że woli chłopców ..
SOL : Yuri zamknij twarz.
- parsknięcie paru osób –
Bang : Nhm .. a ja się dowiedziałem z pewnych źródeł, że przeniósł się tu ze względu na Ciebie .. Kris. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale jak się dowiem to dam znać.

Spojrzałem na niego podejrzliwie, a następnie na stołówkę, szukając wzrokiem obiektu rozmowy. Znalazłem go dopiero po paru sekundach. Otoczony był wianuszkiem dziewczyn, jakichś kujonów, motłochów i cielaków. Parsknąłem cicho i wszystkie oczy ekipy zwróciły głowy w kierunku, w którym patrzyłem. Zaczęli się śmiać. Odwróciłem wzrok i wgapiłem się w ścianę. Tak szczerze to nie wiem z czego się śmieli, ale uśmiech od razu wypełzł mi na usta.

Zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec przerwy 30 minutowej. Uczniowie pośpiesznie gnali do swoich klas. Pożegnałem się z paczką i spokojnym krokiem, tuż za bydłem uciekającym na swoje pastwiska, ruszyłem w kierunku klasy, gdzie miałem mieć biologię. Nie śpiesząc się przemierzałem korytarze. Utkwiłem wzrok w podłodze i wpadłem w kolejne rozmyślania. Nie było mi dane rozmyślać długo, gdy poczułem jak ktoś wpierw ciągnie mnie za nadgarstek, a następnie wpycha do składziku woźnego. Moje plecy miały spotkanie z zimną ścianą, jechało tu jakby ktoś od 2 tygodni przetrzymywał spleśniałą kanapkę. Skrzywiłem się. Błysk. Przymknąłem oczy. Ktoś zapalił lampkę, która ostatkiem sił rzucała słabe światło na małe pomieszczenie. Spojrzałem na napastnika i moim oczom ukazała się Panda. Uśmiechał się. Zamknął drzwi. Podszedł bliżej, Położył swoje ręce na moich barkach, zbliżył się i nim się obejrzałem nasze usta miały styczność pierwszego stopnia. Patrzyłem na niego zszokowany, zdezorientowany .. Jedyne co cisnęło mi się na usta, to jedno wielkie WTF?! Stałem jak ten słup z milionami myśli przelatujących przez głowę. Po chwili jednak zareagowałem, oparłem ręce na jego klatce piersiowej i odepchnąłem go z całej siły. Zatoczył się do tyłu i wpadł na półki, z których spadły jakieś papiery toaletowe, płyny i ścierki. Jęknął cicho, zebrał się do kupy, uśmiechnął się perwersyjnie i zebrał się do wyjścia. Nim całkowicie wyszedł, powiedział tylko :

To dopiero początek ..

Spowiła mnie ciemność. Lampka się wypaliła, a ja stałem w środku maleńkiego pomieszczenia, z mieszaniną uczuć, milionami myśli i ogromną niewiadomą. Patrzyłem się jak odchodzi i znika za zamkniętymi drzwiami składziku ..

CIĄG DALSZY NASTĄPI ..

POWRÓT

Cześć i czołem! Mam dla was ważne informacje, o ile jeszcze ktoś tu zagląda! Wiem, że baaardzo dawno nic tu nie dodawałam, wszystko s...