niedziela, 26 maja 2013


- Prezent imieninowy dla mojego męża Chena -
Nie umiem składać życzeń, ale postaram się specjalnie dla Ciebie <3
A więc życzę Ci wszystkiego co najlepsze. Żebyś się nigdy nie smuciła, by na Twojej buzi zawsze gościł uśmiech. Byś śmiała się z błahych rzeczy, które innym mogą wydawać się niedorzeczne, byś nie przejmowała się co ktoś powie, byś była sobą i taka pozostała. Prócz tego w cholerę pieniędzy, garnca złota, tęczy, Chanyeola i cudownych imienin.
Trzymam kciuki i wierzę, że dostaniesz się na swój wymarzony kierunek: SINOLOGIĘ <3

AMEN -

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO SUHO






Rating: PG-17
Pairing: KrisHo [Kris x Suho]
Rodzaj: one-shot, fluff
Ostrzeżenia: nie są zespołem, seks
Ilość: 11 810 łącznie, licząc bez życzeń – 11 724
POV: Suho

Poczułem lekkie muśnięcia na skroni jednej i drugiej, policzkach, szczęce, a w końcu na wargach. Mruknąłem cicho i przekręciłem się na bok, myśląc, że to tylko przyjemny sen. Kolejne muśnięcia na lewym policzku, schodzące w dół przez szczękę i zatrzymujące się na odsłoniętej szyi. Delikatne łaskotanie, ciepły oddech i cudowna miękkość warg. Duże ręce wkradające się pod koszulkę z wizerunkiem wilka, lekki dotyk na żebrach, brzuchu, klatce piersiowej i niezbyt przyjemny, nie wiadomo skąd docierający chłód. Skrzywiłem się przez sen, po omacku szukając nakrycia. Nie znalazłem go. Jedyne na co trafiłem to czyjaś ręka chwytająca moją i czyjeś wargi składające na mym nadgarstku czuły pocałunek. Westchnąłem cicho i uchyliłem powoli powieki, będąc oślepionym promieniami popołudniowego słońca. Parę centymetrów ode mnie siedział chłopak w krótkich czarnych włosach. Ze zmrużonymi oczami przyglądałem się postaci i próbowałem zorientować się kto to jest. Niestety słońce skutecznie mi to uniemożliwiało. Zabrałem rękę z uścisku i przetarłem sobie pięściami oczy. Ziewnąłem i podniosłem się do siadu. Uniosłem wzrok na osobę, która szybko się zbliżyła i złożyła motyli pocałunek na moich ustach.
- Dzień doberek Śpiąca Królewno.
Od razu rozpoznałem TEN głos. Głos, który przyprawiał mnie o szybsze bicie serca, od którego dostawałem gęsiej skórki, który nigdy nie miał prawa mi się znudzić. Niski, spokojny, jednocześnie cholernie pociągający.
- Dzień dooo..ah-bry.. – odpowiedziałem w przerwie między ziewnięciami. Potrząsnąłem głową i sięgnąłem do głowy, by poprawić fryzurę. Słysząc śmiech, spojrzałem na przybysza i zmarszczyłem brwi. – A tak właściwie to co Ty tu robisz? Jak tu wlazłeś? Skąd miałeś klucze? I dlaczego o tak wczesnej porze mnie nachodzisz? – Kolejna salwa śmiechu. – Zamiast się śmiać byś mi odpowiedział! – Usiadłem naburmuszony, formując usta w podkówkę.
- Odpowiem po kolei, a więc: siedzę, przez drzwi, dorobiłem sobie, pora wcale tak wczesna nie jest Kochanie. Godzina jest 14.00 a Ty zamiast leniuchować to powinieneś świętować. – Posłał mi jeden z tych swoich firmowych uśmiechów. Widząc to, nie mogłem się dłużej gniewać i opadłem bezwładnie na poduszki, zaraz jednak szybko podnosząc się do pionu.
- 14.00?! Cholera jasna! Miałem być o 11.00 u brata! Aish! No to mam przechlapane.. Cz-czekaj! Ale co świętować? Ktoś ma dziś urodziny czy co?! – Dopadłem do chłopaka, chwytając się jego białej koszuli i patrząc w oczy z nadzieją, że dowiem się co mi umknęło. Ten jak zwykle, zamiast wczuć się w powagę sytuacji – wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Idź się umyj, ubierz to wtedy się dowiesz.
- A-Ale..
- Bez dyskusji. Do łazienki marsz.
Zrezygnowany zczołgałem się z łóżka, podszedłem do szafy i wyjąłem beżową bluzkę, czarne jeansy i czyste bokserki. Poczłapałem do łazienki, w której chwilę później się zamknąłem, rozbierając do naga i wchodząc pod gorący strumień wody. Pomieszczenie natychmiast wypełniła ciepła para i zapach kawowego żelu. Stojąc pod strumieniem, zamknąłem oczy i oddałem się rozmyślaniom. Przez to nie usłyszałem jak drzwi się otwierają i ktoś wchodzi do środka, po czym otwiera drzwi kabiny i dołącza się. Zorientowałem się dopiero wtedy, gdy czyjeś ręce oplotły mnie w talii, a podbródek obcego umiejscowił się na czubku mojej głowy. Wystraszony podskoczyłem powodując jęk drugiej osoby oraz małe przekleństwo. Obróciłem się by dojrzeć Krisa trzymającego się za szczękę. Zapominając o fakcie, że obaj byliśmy nadzy, zbliżyłem się, chwytając jego buzię w swoje ręce i składając na podbródku czuły pocałunek na ukojenie bólu. Kolejny jęk. Zdziwiony odsunąłem się trochę od niego, ale wciąż przylegałem do jego rozbudowanego ciała. Poruszyłem nieznacznie dolną partią ciała, a z gardła starszego wydobył się seksowny pomruk. Wybałuszyłem oczy i spojrzałem to na nasze złączone brzuchy, to na twarz zarumienionego chłopaka.
- Podoba Ci się to? – Wypowiadając te słowa, ruszyłem raz jeszcze biodrami. I znów usłyszałem ten sam odgłos z gardła partnera. Nie mogłem w to uwierzyć. Najzwyklejszy ruch; potarcie swoim kroczem o jego – sprawiał, że chłopak się podniecał. Pokręciłem z rozbawieniem głową i chciałem raz jeszcze wykonać ten sam gest, ale powstrzymało mnie jedno mocne popchnięcie na ścianę kabiny. Walnąłem w nią z głuchym łoskotem by po chwili poczuć swoje ręce przygwożdżone do ściany, a wargi zaatakowane przez usta Wu Fana. Nie dał mi dojść do słowa. Wpił się mocno, od razu wsuwając swój mięsień do mojej jamy ustnej. Zamruczałem cicho i poruszyłem się niespokojnie. Nie lubiłem tych jego gierek. Zawsze doprowadzały mnie do białej gorączki. Nigdy nie wiedziałem co zrobi. Czy poprzestanie na całowaniu, drażnieniu mojej biednej skóry, czy przejdzie do czegoś lepszego i bardziej brutalnego. Nie byłem medium, więc zdałem się na los i czyny Chińczyka. Nasze języki walczyły o dominację. Żaden nie chciał się poddać – oba chciały wygrać i przejąć kontrolę nad drugim.
Po paru sekundach lub minutach tej bezowocnej walki, Kris przerwał pocałunek, schodząc gorącym językiem w dół mojego rozgrzanego ciała. Wciąż przytrzymywał moje ręce, ale nie na długo. Zsunął je na moje żebra i biodra. Zatrzymał się na szyi, gdzie zostawił mi czerwone ślady. Wyglądały trochę jakby wampir mnie dopadł; 2 ranki obok siebie, które w rzeczywistości nie były śladami po kłach tylko tworzącymi się malinkami. Jęczałem cicho gdy zasysał moją skórę. Było to tak cudowne uczucie, a ja nie miałem siły ani ochoty by się przymknąć. Przestępowałem niecierpliwie z nogi na nogę, chcąc dowiedzieć się co wyższy zamierza zrobić. Bez zbędnych ceregieli sunął mięśniem w dół, znacząc sobie teren malinkami. Doszedł do punktu końcowego, chwytając w ręce mojego członka. Otworzyłem szeroko oczy.
- Stój. Nie.. nie rób tego..
Wstał z klęczek i spojrzał centralnie w moje oczy. Zadrżałem i przełknąłem ślinę, która z niewiadomych przyczyn zebrała się w mojej jamie hektolitrami.
- Wszystkiego najlepszego Suho. Dziś Twoje urodziny. Chciałem Ci tylko i wyłącznie sprawić przyjemność w ten szczególny dzień jako mój prezent. – Spojrzałem w jego ciemne oczy i uśmiechnąłem się pod nosem. Byłem tak zabiegany i zajęty pracą, że zapomniałem o własnych urodzinach. Mimo że parę dni temu była o nich kilkakrotnie wspominka. Roześmiałem się i zarzuciłem swoje ręce na barki czarnowłosego. Stanąłem na palcach i pocałowałem go namiętnie, w geście podziękowania za pamięć. Odwzajemnił pocałunek, ale nie na długo. Oderwał się ode mnie wracając do poprzedniej roboty. Klęknął i wziął mojego członka w ręce. Gorącym językiem i wodą jeździł po całej jego długości. Wwiercał się w czubek i delikatnie go podgryzał. Ręce nie pozostawały w spoczynku. Pracowały na pełnych obrotach masując i pieszcząc moje jądra i członka. Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy z powodu odczuwanej przyjemności. Nie zatkałem ust. Chciałem by Wu Fan słyszał, że to co robi, robi dobrze. Że mi się to podoba i to jeszcze jak. Wplotłem palce w jego włosy i zaciskałem od czasu do czasu ręce na nich. W końcu po kilkunastu sekundach bawienia się, prowadzący wziął całego mojego kolegę do ust i zajął się nim używając warg, zębów i języka. Brał go całego, do końca. Drażnił się i bawił w bardzo niekorzystny dla mnie sposób. Podniecałem się do granic możliwości, czułem znajome mrowienie w podbrzuszu i gdy już myślałem, że dojdę – starszy przerywał. Denerwowało mnie to. On to doskonale wiedział. Robił te wszystkie rzeczy specjalnie, ale nie miałem mu tego za złe. W jakimś sensie mi się to podobało. Zagryzłem dolną wargę czując narastające podniecenie. Po raz kolejny chciałem dojść.. spuścić się do ust, gardła chłopaka.. znów.. odsunął się. Warknąłem cicho i podciągnąłem go do góry. Spojrzał na mnie zszokowany, a ja nie bawiąc się w rzadkie gierki popchnąłem jego cielsko na kabinę. Odwróciłem go tyłem do siebie. Rękoma oparł się o szybę. Próbował zobaczyć co robię, ale nie dałem mu się. Przygotował mnie bardzo dobrze, wciąż czułem jego wargi, język i zęby na swoim penisie. Jego lepką, ciepłą ślinę. Rozpostarłem ją do końca, podszedłem do wyższego i rozwarłem jego nogi by stanął w rozkroku lekkim. Nie czekając na żadne pozwolenie, słowo, gest, ruch – wszedłem w niego energicznym ruchem. Chyba był w ciągłym szoku, bo dopiero po jakimś czasie skapnął się co się właśnie stało. To nie była moja wina. Mógł się ze mną nie bawić. Mógł pozwolić mi spokojnie dojść, ale nie.. on musiał działać po swojemu. To ja również działam po swojemu – przejmuję kontrolę. W końcu jak sam powiedział: to moje urodziny. Chce mi dać przyjemność w ten szczególny dzień jako prezent od niego. Tak więc proszę – biorę to co dają na tacy.
Wszedłem w niego do końca i wysunąłem się, jedynie główką zostając wewnątrz. I ponownie się wsunąłem w głąb. I tak parę razy wolno powtórzyłem. Jesteście w stanie sobie wyobrazić jęczącego Krisa? Bo ja nie byłem w stanie. Aż do tej chwili. Jego gardłowy głos, dźwięk stamtąd dochodzący.. był.. niesamowity. Czułem gęsią skórkę na skórze. Miałem wrażenie jakby ktoś mnie zahipnotyzował. Od tych jęków przyśpieszałem z każdą chwilą. Mruczenie, warczenie było ciche, ledwo dosłyszalne dla moich uszu. Musiałem się skupić by dosłyszeć je przez lecącą wodę. Postarałem się jeszcze bardziej z pchnięciami, aż trafiłem w czułe miejsce. Tak. Znalazłem jego punkt G. Teraz to dopiero fajnie się zaczęło. Wiercił się jakby miał owsiki w dupie.. No dobra.. Może owsików to nie miał, ale miał mojego kolegę. Chociaż.. czy dalej ich nie było to nie wiedziałem. E tam. Może będą życzliwe i mnie nie zjedzą. Ciekawe jakby to było być wykastrowanym przez owsiki? .. Wtf. O czym ja myślę?
Warczenie i jęki się podniosły, drżał, wykrzykiwał czasem moje imię.. wykrzykiwał to, że mnie kocha.. wyznawał mi swoją miłość podczas przeżywania rozkoszy.. Ej.. ale to fajne.. Normalnie to nic z niego wyciągnąć nie można, a teraz proszę.. jaki posłuszny… Ee.. wróć. Stop.
Przyległem do jego pleców, w ręce chwyciłem jego sprzęt, który również musiałem zaspokoić. O dziwo gdy tylko go dotknąłem, stanął na baczność jakby był już gotów od dawna. Tylko czekał, aż sobie o nim przypomnę. Uśmiechnąłem się pod nosem i przyspieszyłem ruchy bioder. Pieprzyłem go równo, bez żadnego przystanku. Zassałem się na jego karku, pozostawiając odznaki. Ruchy rąk również przyśpieszyłem, wbijałem palec w czubek jego penisa, doprowadzając partnera do szaleństwa. Nasze ciała idealnie ze sobą współpracowały mimo różnicy wzrostu. Jakoś dałem radę i wszystko szło jak po maśle.
Skupiając swój słuch na jękach i krzykach, dotyk na ciele, węch na .. czymś tam, smak na kroplach potu i wody zmieszanych razem, a wzrok na wyginającym się ciele uległego.. doszedłem z przeciągłych jękiem, zalewając tyłek Krisa swoją białą cieczą. Wystrzeliłem podwójnie; za loda i za ruchanie. Chińczyk doszedł chwilę później w moje ręce. Wyszedłem powoli z niego i spojrzałem na swoje ręce, które Fan wziął w swoje i zaczął zlizywać swoją spermę z mych palców. Roześmiałem się wesoło i pocałowałem go w usta, czując słonawy posmak nasienia.
- Dziwny smak.
- Tak smakuję. Taki mój urok.
Obmyliśmy się dokładnie z potu i nasienia, wytarliśmy się, ubraliśmy i wyszliśmy z łazienki. Chłopak złapał mnie za rękę i zaciągnął na środek pokoju.
- Zamknij oczy. Pod żadnym pozorem ich nie otwieraj, dopiero gdy powiem, dobrze?
- Dobrze..
Pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju gasząc światło. Na dworze się ściemniło albo mi się wydawało. Przecież dopiero była 14.. A może to zasłony? Zamknąłem oczy jak obiecałem i czekałem. Czekałem i czekałem, aż poczułem dziwne ciepło oddalone jakiś kawałek od moje twarzy. Obiecałem, że nie otworzę oczu. Chciałem dotrzymać obietnicy.
- Otwórz oczy. Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki.
Zrobiłem to co powiedział. Nie musiałem zastanawiać się nad życzeniem. Dokładnie wiedziałem czego chcą, a właściwie co już mam. Jedyne o co poprosiłem to byśmy zostali razem na zawsze. O wytrwałość dla naszego związku. O nic więcej prosić nie chciałem, to co pragnąłem – już miałem. Zdmuchnąłem świeczki i usłyszałem śpiew. Kris zapalił światło, odstawiając wcześniej tort lodowy na stolik. Przyjrzałem mu się, bo coś w jego wyglądzie mi nie pasowało. Dopiero po chwili ujrzałem dopięte kocie uszka i domalowane wąsy i nosek. Zakryłem buzię by nie jebnąć śmiechem. Chińczyk stanął zawstydzony na środku pokoju i włączył muzykę śpiewając mi sto lat. 


Następnie przytknął ręce do głowy i do kolejnej piosenki dla dzieci zaczął tańczyć, machając ‘uszkami’ i ruszając biodrami.



 (wyobraźcie sobie tak tańczącego Krisa z identyczną miną XD)

Tańczył z zawstydzeniem malującym się na jego twarzy. Wnioskować to można było po wypiekach na policzkach. Awww.. uroczo wyglądał. Tylko go schrupać. Na koniec dał jeszcze pokaz gwiyomi i zakończył pozą posyłając mi całusa. Przy tym nie wyrobiłem i zacząłem śmiać się jak szalony. Chłopak lekko się obruszył, podszedł do ciasta, wyjął świeczki i podszedł do mnie. Myślałem, że chce bym spróbował, więc pochyliłem się lekko, a ten.. WCISNĄŁ MOJĄ GŁOWĘ W TORT.
Podniosłem głowę, będąc cały umorusany kremem.
- Wu Yi Fanie do cholery! Co Ty sobie wyobrażasz? Przez Ciebie jestem ZNÓW cały brudny!
Ten sam zaczął śmiać się debil i pokazywał mi język.
- Było się ze mnie nie śmiać. Raz, powtarzam RAZ tylko to zrobiłem. Więcej się nie dam.
- Aish! Kurczę. A mogłem to nagrać.
- Tylko byś spróbował..
- Kris no!
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO SUHO! SPEŁNIENIA MARZEŃ I TAK DALEJ.
Wykrzyczał odstawiając tort na stół i popychając mnie ponownie w kierunku pomieszczenia, gdzie miał miejsce nasz pierwszy raz.

- KONIEC -

Fajna Panda, nie? :D

wtorek, 7 maja 2013


DENTYSTA








Rating: G
Rodzaj: fluff, one-shot
Pairing: Taoris [Tao x Kris], w tle ChenMin
Ilość: 7 679 słów
POV: Kris

- Nie! Nie chcę tam iść! Nie! Nie! Nie! Nie pójdę! – Krzyczał chłopak wyglądem przypominający pandę.
- Przestań zachowywać się jak dziecko Tao! Jesteś już dorosły. Skończyłeś dwadzieścia lat. Pokaż jakim jesteś mężczyzną i idź do dentysty. Problem sam nie zniknie. – Westchnąłem ciężko i ponownie spróbowałem swoich sił w odciągnięciu młodszego od kaloryfera.
- Właśnie, że zniknie! To nie jest aż taki potworny ból! Do rana będziesz wszystko w porządku! Naprawdę! – Próbował mnie jakoś przekonać, ale ja i tak wiedziałem swoje. Przecież ból zęba nie pojawia się od tak i nie znika jak bańka mydlana, prawda? – Daj spokój. Chcesz żebym Cię traktował jak dorosłego, a zachowujesz się gorzej niż pięcioletnie dziecko.
- Jestem dorosłym dzieckiem! – Wrzasnął po raz enty tego słonecznego dnia.
- Ja bym powiedział: Infantylnym, rozwydrzonym mało dorosłym dzieckiem. – Zaśmiałem się cicho pod nosem.. i to był mój błąd. Bowiem oczka pandziego chłopca nagle się zaszkliły, a kilka słonych kropel spłynęło po jego policzku. – Nie. Proszę tylko nie płacz! Proszę, proszę, proszę. Kupię Ci Gucci’ego i jakiś dodatek w pandę, tylko proszę nie płacz! – Puściłem go na chwilę, upadłem na kolana i złożyłem ręce jak do modlitwy, prosząc byle by tylko młodszy się nie rozpłakał. Nie lubiłem patrzeć jak osoba, na której mi zależy płacze. W ogóle nienawidziłem widzieć ludzi smutnych, w depresji czy rozpaczy, nie wiadomo jak czarnej i wielkiej. Moje serce na ten widok zawsze się krajało i czułem wtedy jakiś ciężar na swoim sercu.
- D-Duizhang.. j-jak.. nhmpf.. – nie dałem mu dokończyć. Nie mogłem patrzeć jak płacze, dlatego nachyliłem się ostrożnie, biorąc jego buzię w swoje ręce i składając na jego czerwonych wargach delikatny pocałunek. Pandzioch jak zwykle speszył się na ten gest. To było takie urocze; nagłe rumieńce na jasnobeżowej karnacji, przyśpieszony puls, ciepło rozlewające się po całym ciele i wyczuwalne jedynie poprzez dotyk drugiej osoby.
Po niedługiej chwili przerwałem pocałunek i spojrzałem chłopcu w załzawione oczka. Kciukami starłem wciąż spływające łzy i uśmiechnąłem się.
- Proszę. Nie płacz. Przepraszam, że to powiedziałem..
Chlip. Chlip.
- Naprawdę mi teraz głupio. Ale cała ta sytuacja nie zmienia faktu, że musisz iść do dentysty. Poważnie Tao. Lepiej jak teraz zrobi się ząbek niż później masz cierpieć z tego jakże błahego powodu.
- A-Ale D-Duizhang.. dentyści są straszni.. – Siedział po turecku z rękoma między nogami i spojrzeniem wbitym prawdopodobnie w moją koszulkę z podobizną chińskiego tradycyjnego smoka. – Ludzie w f-fartuchach są straszni. I-I jeszcze te rękawiczki i maski na buziach..
- Kochanie posłuchaj. Mimo że ubrani są tak jak są to wcale nie są straszni. Mogą stwarzać tylko takie pozory. Naprawdę są ludźmi, którzy chcą pomóc osobie cierpiącej, ulżyć jej cierpieniu i widzieć ją zdrową oraz uśmiechniętą. Lekarz musiałby być prawdziwym idiotą by pragnąć skrzywdzenia pacjenta. Wiedzą, że nie mogą tego zrobić, ponieważ konsekwencje były by okropnie nieprzyjemne. – Otarłem jego łzy do końca, podniosłem do góry jego podbródek i spojrzałem w ciemne oczka. – Nie ma się czego bać.
- Ale b-będziesz ze mną przez cały czas? – Spojrzał mi prosto w oczy z wielką nadzieją. Roześmiałem się wesoło, poczochrałem jego czerwone włoski i wstałem, ciągnąc go do pionu.
- Będę z Tobą. Nawet potrzymam Cię za rączkę byś się nie bał. – Przytuliłem go do siebie i złożyłem krótki pocałunek na jego czole.
- Nie żartuj sobie ze mnie. Wiesz, że tego nie lubię..
- Wiem. Ale jesteś wtedy tak piękny i tak uroczo się rumienisz. – Położyłem dłoń na jego zaczerwienionym policzku, a on potrząsnął głową.
Burak.
Wykonał tył zwrot i ponownie przyczepił się do kaloryfera.
- Nie boli mnie już. Przestało. Widocznie musiałem sobie trochę pogadać. – Spojrzał na mnie z uśmiechem, wstał z podłogi i w podskokach skierował się do kuchni, gdzie był Chen z Xiuminem. Z początku chciałem mu uwierzyć, ale gdy mnie minął, zauważyłem grymas bólu na jego czerwonej buźce. Zmrużyłem oczy i ruszyłem za nim. Wpadłem na pewien plan przez który Tao na pewno pójdzie do dentysty. Nie będzie miał wyjścia. I to żadnego.
Wchodząc do kuchni - gdzie Chen i Xiumin migdalili się przy zlewie – ujrzałem Pandę z butelką chłodnej wody w dłoni. Pił i próbował nie patrzeć się na parę. Widząc moją osobę wkraczającą do pomieszczenia – całkowicie się odwrócił. Zaśmiałem się bezgłośnie, wziąłem czerwono-zielone jabłko z miski, umyłem je i podszedłem bezszelestnie do chłopaka. Oplotłem jego talie wolną ręką i oparłem podbródek na ramieniu. Wzdrygnął się i mało co nie wypluł zawartości znajdującej się w jego jamie ustnej. Na spokojnie przełknął i odstawił butelkę. Podsunąłem mu pod buzię jabłko i wyszeptałem cicho na ucho by ugryzł.
- Nie jestem głodny. Dziękuję Gege.
- Jakby mnie to coś obchodziło. Po prostu ugryź. Lubię jak Ty pierwszy zaczynasz jeść rzecz, która jest dla przeznaczona mojego żołądka.
- Um.. Ale ja n-nie chcę.
- Gryź to.
Warknąłem mu cicho do ucha, tak by tylko on usłyszał. Kątem oka zauważyłem jakiś ruch, który okazał się cieniem Baoziego i Dancing Machine, wycofujących się do innego pokoju. I prawidłowo. Lepiej nie być w zasięgu, gdy Lider jest zdenerwowany.
Słyszałem przełknięcie śliny dochodzące z gardła chłopaka. Spojrzał kątem oka na mnie, a ja w odpowiedzi uśmiechnąłem się diabelsko. No dajesz Pando, ugryź to i pokaż, że nic Ci nie jest. Zacisnął mocno powieki i ugryzł, ale nie dokończył. Wyrwał się, łapiąc za szczękę i jęknął.
- To boli czy nie boli? Czemu ból nie przeszedł? Mówiłeś, że przejdzie.. – Patrzyłem na niego, wciąż głupkowato się uśmiechając. Odłożyłem jabłko na blat, zbliżyłem się do chłopaka i przytuliłem do siebie. Próbował się wyrwać, ale przytrzymałem go. Wziąłem delikatnie jego podbródek i ucałowałem miejsce, które prawdopodobnie najbardziej sprawiało mu ból.
Jęk.
- Nie chcę iść do denty… AŁA! – Złapał się ponownie za szczękę. Znów był bliski łez.
- Pójdziemy teraz to zaprowadzę Cię później do bardzo fajnego sklepu, który znalazłem ostatnio jak odbierałem Bubble Tea. Ale tylko pod warunkiem, że będziesz grzecznym dorosłym mężczyzną i pójdziesz do dentysty. Ach.. i drugim warunkiem jest to, że masz nie zagryźć dentysty. – Spojrzałem mu w oczka, które mieniły się światełkami odbijanymi od lampki.
Skinięcie głową.
- Obiecujesz na mały paluszek?
- Obiecuję.
Złączenie paluszków. Czuły buziak.
- Teraz szoruj raz dwa umyć ząbki i chcę Cię widzieć za pięć minut gotowego pod blokiem. Rozumiemy się?
Kolejne kiwnięcie.
Zaczekałem aż młodszy zniknie za drzwiami łazienki. Stałem jeszcze chwilę i nasłuchiwałem odgłosów.
Dźwięk lejącej się wody. Jakieś pyknięcie. Szorowanie.
Pokiwałem głową, udając się na przedpokój, zakładając buty i kierując się na zewnątrz. Oparłem się o barierkę przy klatce i czekałem na zgubę. Po nie za długiej chwili z wnętrza wyłonił się czerwonowłosy. Chwyciłem go za rękę i poszliśmy w kierunku gabinetu dentystycznego na umówioną wizytę.
- Półgodziny później –
- Tak strasznie było? – Spojrzałem na zapłakanego chłopaka, który kurczowo ściskał moją rękę i trzymał się za szczękę.
Kiwnięcie.
- Lekarz powiedział byś przez półgodziny nie jadł i nie pił. Jak odpowiedni czas minie to pójdziemy na lody. Weźmiesz tyle smaków ile będziesz chciał. Dziś Ci nie pożałuję. Zasłużyłeś za bycie dzielnym mężczyzną. – Uśmiechnąłem się ciepło do niego i objąłem go, wsuwając swoją rękę do tylnej kieszeni jego czarnych rurek.
- A nałoda ło fcie? – Próbował coś powiedzieć. Nie musiałem zgadywać o czym mówi. Doskonale wiedziałem, że zrobił to dla nagrody. Ale co. Poszedł, załatwił i zasłużył, mimo że było dużo krzyku w gabinecie, uciekania dokoła fotela przed strzykawką, a później jojczenie, że pół buzi puchnie.
Pociągnąłem go z dala od ulicznego zgiełku, skręcając w spokojniejszą uliczkę. Jakiś czas temu wracając z kawiarni Bubble Tea, natknąłem się na mały sklepik, gdzie można było znaleźć dosłownie wszystko związane z pandami. Od kołder i poduszek, przez breloki, przypinki, zeszyty po ubrania. Nawet były koszulki dla par z motywem pand. Uznałem, że to idealny sklep dla Maknae, ale tylko wtedy jeśli na coś zasłuży.
Tao zbyt szczęśliwy z życia, że koniec jego cierpieć związanych z zębem się skończył, szedł przed siebie, trzymając swoją rąsie w tylnej kieszeni moich jeansów i co chwila bełkotał jakieś słowa, chcąc jak najszybciej znaleźć się już na miejscu. Kompletnie zajęty swoimi rozmyślaniami nie zauważył, że staliśmy właśnie u stóp jego przyszłego raju. Policzyłem do trzech.
- Jesteśmy na miejscu.
Chłopak momentalnie się uspokoił, spojrzał przed siebie i.. wleciał do sklepu niczym torpeda, ciągnąc mnie za sobą i wrzeszcząc na cały sklep, że tatuś już przybył po swoje maleństwa.
Stawiłem opór i przyciągnąłem go z powrotem do siebie. Stracił równowagę i poleciał na mnie, ale w porę go złapałem. Przecież nie chcieliśmy powtórki z rozrywki, gdyby coś mu się z ząbkami stało. Chwyciłem delikatnie jego podbródek i musnąłem jego napuchnięte od znieczulenia, zdrętwiałe wargi. Uśmiechnąłem się w duchu i pozwoliłem sobie na puszczenie go oraz udanie się po koszulki dla par.

KONIEC

Zamówienie dla Krisusa :3
Mam nadzieję, że się podoba, bo mnie nawet bardzo :3 Chociaż nie jestem pewna końcówki ;_;

środa, 1 maja 2013


IDIOTA? KRETYN? KOCHANEK. BRUTAL? KAT?




Rating: R
Pairing: BaekYeol [Baekhyun x Chanyeol]
Rodzaj: yaoi
Ostrzeżenia: przemoc, wulgaryzmy
Ilość: 15 374 słów
POV: Chanyeol

Wróciliśmy do dormu zmęczeni, głodni i szczęśliwi, że sesja zdjęciowa się udała. Każdy myślał tylko o dobrym jedzeniu, odświeżającym prysznicu i ciepłym łóżeczku, które czekało na każdego z nas w naszych pokojach. Niestety, tą ostatnią przyjemność musieliśmy odstawić na później, ponieważ menager już nas gonił do wytwórni. Westchnęliśmy ciężko jak męczennicy i powlekliśmy swoje zacne ciała w kierunku kuchni, gdzie już czekało na nasze żołądki ciepłe kimchi roboty naszej ukochanej Ummy. Zjedliśmy ze smakiem, a ten który pierwszy skończył już leciał do łazienki pod prysznic, by ogarnąć się na wyjście.
Zwarci i gotowi, najedzeni i wypucowani, ale śpiący stawiliśmy się po niecałych trzydziestu minutach przy samochodzie. Już chciałem wsiąść, gdy ktoś chwycił mnie za ramię i pociągnął do tyłu. Obejrzałem się na osobnika i ujrzałem menagera, który kręcił głową.
- Tobie i Baekhyunowi dziękujemy.
- Ale jak to? – Spojrzałem uważnie na niego i zastanawiałem się o co może chodzić.
- Baekhyun się źle poczuł. Lepiej by został w dormie niż męczył się w wytwórni. Ty zostaniesz razem z nim, choć podejrzewam, że to kiepski pomysł i się nim zaopiekujesz. – Spojrzał na mnie z powagą i wskazał starszego chłopaka, który kucał na schodach przy wejściu do budynku w pozycji embrionalnej.
- Dobrze, zostanę. Ale co w tym złego, że zostaniemy we dwójkę? – Spytałem głupio i oczekiwałem odpowiedzi. W prawdzie cieszyłem się, że będziemy tylko my. Nikt nie będzie mi przeszkadzał w czymś, o czym już dawna marzyłem.
- Wiesz, jakoś nikt nie chce powtórki z ostatniego razu, co musieliśmy wzywać straż pożarną, bo kurczak podpalił firankę. Do tej pory nie chcę wiedzieć jak to zrobiliście, więc proszę was po dobroci by nie było podobnych numerów. – Spojrzał na mnie z politowaniem, a ja próbowałem powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Tak, idealnie pamiętałem ten dzień. Chcieliśmy reszcie zespołu sprawić niespodziankę i samemu coś ugotować. Wybraliśmy wielkiego kurczaka, utopiliśmy go w ziołach i wsadziliśmy do piekarnika. Wszystko było by dobrze, gdybyśmy o nim nie zapomnieli, bo zajęliśmy się grą na Xboxie. Po jakimś czasie usłyszeliśmy wybuch i potężne ciepło. Pobiegliśmy na miejsce i zobaczyliśmy piekarnik i firankę w ogniu. Nie pamiętaliśmy numeru straży pożarnej, więc otworzyłem okno w salonie i zacząłem na cały regulator udawać wóz strażacki. Ktoś wziął nas za psychicznie chorych, ale widząc płomienie zadzwonił po straż, pogotowie i policje. Wróciłem szybko do kuchni, a widząc starszego przycupniętego na krześle z kijem i pianką na nim, zamiast gasić pożar, przysiadłem się do niego i powtórzyłem czynność, którą wykonywał. I tak siedzieliśmy przy ognisku i robiliśmy pianki, póki strażacy nie wbili się do dormu i nie ugasili płomieni, wynosząc nas na rękach z budynku.
O tak. To była wspaniała sytuacja, ale nie powtórzymy jej więcej. Nici zostały z naszego kurczaczka nad którym tyle pracowaliśmy. Cała robota poszła na marne. Ale z racji tego, że dorm był do remontu, wytwórnia załatwiła nam hotel na czas dopóki nie wyremontują nam mieszkania. Ludzie i fani tak się zmartwili, że jeszcze tego samego dnia dostaliśmy taką furę jedzenia, że następnego dnia nikt nie mógł zmieścić się w spodnie.
Ostatkami sił powstrzymałem się od uśmiechu i ponownie skupiłem wzrok na menagerze.
- Niech się Pan nie martwi! Wszystko będzie pod kontrolą! – Obdarowałem go swoim Happy Virusowym uśmiechem, po czym zaczekałem aż załadują swoje tyłki do wozu i odjadą. Stałem tam jak latarnia i machałem im na dowidzenia, życząc jednocześnie bezpiecznej podróży. Już się odwracałem by ruszyć w kierunku budynku, gdy dobiegł mnie jeszcze krzyk Kyungsoo byśmy trzymali się z dala od jego pięknej kuchni. Pokiwałem do siebie głową i ruszyłem do chłopaka. Kucnąłem przed nim i położyłem swoje ręce na jego kolanach.
- Baekkie, co Cię boli? – Spytałem zmartwiony i czekałem cierpliwie na odpowiedź, choć do takich osób nie należałem.
Podniósł powoli głowę i rozejrzał się uważnie na boki. Po chwili jego wzrok spoczął na mojej osobie, a na jego buzi zakwitł przebiegły uśmieszek.
- Nic mnie nie boli! Nie chciało mi się po prostu jechać. – Roześmiał się wesoło i poczochrał mnie po głowie. Zmarszczyłem brwi, unosząc kącik ust ku górze. Akurat wszystko szło na moją korzyść. Wstałem i pociągnąłem starszego do pionu, a gdy wstał i się odwrócił, wyjąłem z kieszeni chusteczkę nasiąkniętą eterem dietylowym i podetknąłem mu ją szybko pod nos. Przyparłem go do swojego torsu i przytrzymałem by przestał się wyrywać. Po niecałych pięciu minutach poczułem, że jego ciało staje się bezwładne i przestaje walczyć. Zagryzłem dolną wargę by nie wybuchnąć szczerym śmiechem. Rozejrzałem się dokoła czy nikt nie widział co tu miało miejsce. Chwyciłem chłopaka na ręce i zniosłem go do piwnic. Skierowałem się pod numer 19, czyli dokładnie ten pod którym mieszkaliśmy. Była tam nasza piwnica, ale nie używaliśmy jej, bo nie było potrzeby. Stała i się marnowała. Ale to było do jakiegoś czasu. Przerobiłem ją na pomieszczenie do torturowania ludzi. Zamiast drewnianych płotkowych drzwi – wstawiłem porządne, metalowe po to, by żaden wścibski człek nie zaglądał co tu ma miejsce.
Wniosłem chłopaka do środka, zamykając za sobą w miarę cicho drzwi. Położyłem go na pojedynczym łóżku z czerwoną satyną i ściągnąłem mu całkowicie ciuchy, zostawiając jedynie czerwone bokserki w bekony. Roześmiałem się cicho na ten widok i wstałem z łóżka by przyszykować wspaniały dzień dla niego. Wróciłem na chwilę do drzwi by zamknąć je na zasuwę i klucz, który schowałem do szafeczki nad nimi. Zdjąłem z siebie sweter, bluzkę i spodnie, zostając w czarnych bokserkach.
Wróciłem z powrotem do chłopaka. Kucnąłem przy łóżku i wysunąłem jedną z szuflad pod łóżkiem. Wyjąłem cztery liny i potrzebne przybory do przeprowadzenia ‘operacji’. Schowałem waniliowy lubrykant do etażerki koło łóżka, zasunąłem wszystkie szuflady i zacząłem przywiązywać jak najdelikatniej starszego do łóżka, tak by się nie zbudził zbyt szybko. Oddzielnie każdą nogę i rękę. Na szyi zapiąłem mu czerwoną obróżkę ze stożkami, a oczy przewiązałem czarną opaską. Zagryzłem dolną wargę i wziąłem ze stołu czerwoną świeczkę. Zapaliłem ją i czekałem na wystarczającą ilość wosku.
Rozejrzałem się po ‘pokoju’ i szybkim krokiem podszedłem do okien by zasłonić je kawałkiem materiału, który wisiał na karniszach. Niby to lufciki były, a nigdy nie wiadomo kto zechce podejrzeć co się w piwnicach wyrabia. Pokiwałem głową i wróciłem do chłopaka. Usadowiłem się na jego biodrach i delikatnie otarłem swoim kroczem o jego. Skierowałem wzrok na jego twarz i obserwowałem jak marszczy czółko. Nachyliłem się nad nim i powoli, nieśpiesznie musnąłem jego czerwone wargi. W odpowiedzi usłyszałem mruknięcie, co mogło oznaczać, że chłopak zaczyna się budzić. Tak. Wybudzał się. Skąd wiem? Dosłownie, parę sekund później czułem jak starszy szamocze się pode mną i próbuje się wydostać.. ale na marne. Bo kto rozwiąże supły Happy Virusa? Nikt. Czasem sam nawet ich nie potrafiłem rozplątać.
Roześmiałem się cicho na widok małego, kruchego ciała pod moją postura, które usilnie próbowało albo się wydostać, albo zsunąć opaskę z oczu. Pokręciłem głową rozbawiony, jednocześnie nachylając się nad chłopakiem i szepcząc mu cicho do ucha:
- Nie masz szans Baekkie.. – mrucząc mu do ucha te słowa, przygryzłem lekko płatek jego ucha. Nie obyło się bez mruknięcia. A może to było warknięcie? Nieważne.
- Ch-Chanyeol?! C-Co Ty wyprawiasz do cholery jasnej?! Wypuść mnie natychmiast! I dlaczego tu jest tak z-zimno?! Ch-Chanyeol! Słyszysz co do Ciebie mówię?! Agrh..! To nie jest śmieszn..! – Nie pozwoliłem mu dokończyć. Przerwałem jego bezsensowną litanię brutalnym pocałunkiem. Wdarłem się do jego jamy ustnej swoim sprawnym językiem, by po chwili móc dokładnie ją spenetrować. Czułem, że próbuje zamknąć buzię, ale bezskutecznie. Trzymałem jego podbródek w stalowym uścisku. Odsunąłem się na chwilę od niego i spojrzałem uważnie, zamyślając się.
- D-Dlaczego to robisz? T-To jakiś żart, prawda? – Usłyszałem cichy głosik pod sobą. Skierowałem wzrok na szybko unoszącą się klatkę piersiową, szyję, aż w końcu trafiłem na usta, które poruszały się ledwo widocznie.
- To nie jest żaden żart. Wiesz dobrze, że mnie do Ciebie ciągnie i ze wzajemnością. Wiem od dłuższego czasu mój malutki, kochany Baekkie. Nie sposób nie zauważyć jak na mnie patrzysz w dormie, na wywiadach, koncertach czy w szczególności na sesjach zdjęciowych. Np. dzisiaj. Co to było? Przypadkowe dotykanie moich ud, pośladków? Te rumieńce na twojej twarzyczce jak tylko przyłapałem Cię na gapieniu się na mnie i mój seksowny tyłek. Powiedz Kochanie.. o czym myślałeś obserwując mnie? Hmm..? Jak fotograf kazał Ci usiąść na moich nogach, buzią do mnie, jak się otarłeś niby przypadkowo o moje krocze.. Co to za rumieńce i jęki wydobywały się z Twoich ślicznych, bekonowych usteczek? – ‘Siedziałem’ na jego biodrach i patrzyłem na każdy minimalny ruch ze strony wybranka. Niecierpliwie zagryzał wargi jakby próbował się powstrzymać przed zrobieniem czegoś. Próbował złączyć nogi, które za sprawką lin rozszerzały się. Pokręciłem rozbawiony głową, widząc, że nie doczekam się odpowiedzi.
Oparłem ręce po obu stronach jego głowy, schylając się i muskając lekko jego wargi swoimi. Schodziłem pocałunkami na linie szczęki i szyję, gdzie zostawiłem ślady upominkowe w postaci malinek.. i to dość sporych. Tak. Specjalnie mu to robiłem. Żeby wszyscy wiedzieli, że ten słodki Bekonik jest już przez kogoś zajęty. Rękoma sunąłem wzdłuż tego kruchego ciałka, zahaczając momentami o sutki, które z każdą chwilą robiły się twardsze. Widziałem kątem oka jak ofiara zagryza wargę byle by tylko nie wydać z siebie odgłosu zadowolenia. Jeszcze chwila i się złamie biedaczyna. Doskonale wiedziałem, gdzie ma swoje czułe punkty i dobrze umiałem tą wiedzę wykorzystać w praktyce. Zsunąłem się niżej, językiem znacząc drogę z jego szyi i obojczyków do klatki piersiowej i sutków. Chwyciłem obydwa między palec wskazujący a kciuk i zaczął lekko je kręcić oraz ciągnąć do góry.
Jęk.
Jeden do zera. Nawilżyłem dobrze język i zacząłem lekko trącać mokrym mięśniem sutki chłopaka. Podgryzałem je czasami słysząc ciche jęki z ust ofiary. Cieszyłem się w głębi duszy jak głupi. Od dawna marzyłem o takich rzeczach, a teraz w końcu mogę je spełnić w rzeczywistości. W tej chwili czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Zostawiłem w spokoju klatkę piersiową chłopaka i przeszedłem do następnej części. Na brzuchu i podbrzuszu dałem upust kolejnym emocjom, naznaczając te miejsca malinkami. Zahaczyłem palcami o materiał bokserek. Zamyśliłem się i rozwiązałem nogi chłopaka, a ten widząc, że może mieć jakaś szansę – próbował mnie kopnąć. W porę złapałem go za kostki i złożyłem delikatne pocałunki na jego łydkach, piszczelach i udach. Jednym sprawnym ruchem ściągnąłem z chłopaka bokserki w bekony, odrzucając je gdzieś na podłogę. Wyjąłem z szuflady kajdanki i po kolei skułem ręce chłopaka, odwiązując je wcześniej z ucisku lin. Przewróciłem chłopca na brzuch, podciągnąłem go by wypiął się w moim kierunku. Wyjąłem waniliowy lubrykant i nałożyłem odrobinę żelu na 2 palce. Rozsunąłem trochę nogi chłopaka, by się rozkraczył i bez zbędnych uprzedzeń wsunąłem dwa palce analce w odbyt chłopaka. Usłyszałem krzyk, ale nie przejąłem się. Zacząłem mu robić nożyce, poruszać palcami wewnątrz by w miarę możliwości przygotować go na gorsze. Nachyliłem się nad jego ciałem, nie przestając stymulować ruchu ręki. Ucałowałem delikatnie jego kark, drażniąc zębami i wsysając się w jego skórę co pewien czas. Druga ręka powędrowała do członka chłopaka. Chwyciłem jego przyrodzenie w rękę i ścisnąłem, wydobywając z malinowych usteczek chłopca jęk zmieszany z krzykiem zadowolenia. Poruszył biodrami na swoją niekorzyść, powodując, że moje palce wbiły się jeszcze głębiej i otarły się o prostatę. Zaśmiałem mu się cicho do ucha i cofnąłem, zabierając gwałtownie rękę z jego tyłka. Sięgnąłem po świeczkę, patrząc, że zaczęła się topić, wytwarzając sporą dawkę wosku. Wziąłem świecę i przechyliłem ją nad plecami ofiary. Gorący wosk zaczął skapywać na plecy, pozostawiając czerwone, bolesne ślady. Krzyk z gardła wydobył się niemal natychmiast. Wiercił się, krzyczał z bólu, a ja? Miałem na to wyjebane. Patrzyłem na to zafascynowany, co chwila rozlewając po ciele wosk. Skierowałem ruch na pośladki, gdzie spadło parę kropel. Klepnąłem go w tyłek, a ten pisnął. Zrobiłem to ponownie i zacząłem śmiać się jak debil. Zamyśliłem się i po chwili wsadziłem gwałtownym ruchem Baekhyunowi świeczkę w tyłek. Wsunąłem ją tylko do połowy by nie zrobić mu jakiejś specjalnej krzywdy. Wosk spływał po jego genitaliach na pościel. Krzyk był przerażający. Jakby ktoś wypruwał z niego flaki na żywca. Normalny człowiek zatkałby sobie uszy i uciekł z takiego miejsca, ale nie ja. Podobał mi się widok zwijającego się z bólu ‘niewinnego’ chłopca. Nie zamierzałem przestać. Chwyciłem ostrożnie boki świeczki i zacząłem nią poruszać. Coraz szybciej i szybciej. Starszy nie oponował, krzyczał na cały głos, krzyczał, aż krzyk przeszedł  donośne jęczenie. Jęczał rozkosznie, ślinił się na poduszkę i poruszał samowolnie biodrami. Minimalnie, ledwo widocznie.
Postanowiłem się nie pieprzyć dłużej. Dmuchnąłem na knot, aż płomień zgasł, wyciągnąłem świeczkę, ściągnąłem swoje bokserki i już chciałem wejść w niego własnym urządzeniem, gdy usłyszałem cichą prośbę.
- Ch-Chan..yeol.. proszę.. c-chcę chociaż Cię widzi-ieć.. – Spojrzałem na niego i pokiwałem głową. Ściągnąłem mu opaskę i przewróciłem brutalnie na plecy, co sprawiło, że starszy krzyknął. No tak. Poparzenia.
Podniosłem się przed nim na kolanach, chwyciłem go za obrożę i przyciągnąłem do swojego krocza nakazując by przygotował bestię do pracy. Kochanek niepewnie i z przerażeniem wziął mojego członka w ręce, na tyle, na ile pozwalały mu kajdanki. Zaczął ruszać łapkami w górę i w dół, czułem jego język na całej powierzchni mojego kutasa. Wziął go do buzi i zaczął pieścić, lizać, ssać. Złapałem go za włosy i przycisnąłem bliżej swego krocza, powodując, że przyrodzenie obijało się o gardło niższego. Zaczął dziwne odgłosy z siebie wydawać, chyba próbując się nie zakrztusić. No sorry, moja wina, że matka natura dała mi wielkiego ptaka? No chyba nie.. Poruszał głową chcąc sprawić mi jakąś przyjemność. Owszem, jego gesty sprawiły, że na skórze pokazała się gęsia skórka, a z gardła wydobył się przyjemny pomruk. Czułem znajome mrowienie w okolicach podbrzusza i prąciu. Oderwałem kochanka od siebie, przewróciłem go na plecy, nogi założyłem sobie na barki i gwałtownym, szybkim ruchem wbiłem się w niego. Zagłuszyłem jego krzyk swoimi ustami na jego wargach. Wsunąłem język do środka jamy ustnej i zacząłem zasysać jego mięsień. Nie guzdrałem się z partiami dolnymi. Nie czekałem na żadnej sygnał. Od razu zacząłem go równo, porządnie i pożądliwie pieprzyć. Długo nie zajęło mi znalezienie punktu G. Oderwałem się od ust Bekona i nasłuchiwałem pieszczotliwych jęków wydobywających się z jego gardła. Założył ręce na moją szyję, wbijając swoje wypielęgnowane pazury w moje barki. Poczułem coś ciepłego na plecach. Coś co ściekało mi na ramiona i pościel. Zerknąłem kątem oka i dojrzałem krew. Czerwoną o metalicznym zapachu. Zagryzłem wargę chłopaka i ssałem ją, przyśpieszając jednocześnie ruchy bioder. Wolną ręką pieściłem genitalia ukesia by sprawić mu jeszcze większą przyjemność. Przyśpieszyłem tyle ile jeszcze mogłem. Idealnie trafiałem w czuły punkt, wysuwałem się i wsuwałem do końca, powodując nową falę jęków, krzyków i dziwnych słów. Łóżko skrzypiało od nadmiaru ruchów, ale nam to nie przeszkadzało. Szeptałem czułe słówka Baekkiemu na uszko by się zrelaksował. Na członku czułem zaciskanie się ścianek odbytu. Jeszcze chwila i będzie finał. Jeszcze chwila.. jedna.. ostatnia..
- CHANNIE!!! – Dowaliłem jeszcze parę ekstremalnych ruchów i poczułem jak ciepła sperma wylewa się do wnętrza kruchego ciałka. Dwie potężne eksplozje w środku i jedna ogromna na zewnątrz. Baekhyun doszedł prosto w moją rękę, zalepiając ją całą białą substancją. Nie miałem mu tego za złe. Podsunąłem mu rękę pod buzię, a on grzecznie zaczął oblizywać moje palce. Cmoknąłem go jeszcze raz w usta, tym razem delikatniej i wysunąłem się z niego powoli. Rozpiąłem ręce kochanka, a ten nie mając nawet siły rozmasować sobie obolałych i startych nadgarstków, wyciągnął ręce w moim kierunku.
- Przytul mnie..
Roześmiałem się, przywołując na twarz maskę Happy Virusa. Przyciągnąłem Słoneczko do siebie i przytuliłem, gładząc je po karku. Wzdrygnął się na ten dotyk, ale zamiast mnie odepchnąć – przytulił się mocniej.
- Idiota. Głupek. Debil. Gwałciciel. Brutal.
- Uhm. Gorzej Ci?
- Kretyn. Parówka. Niedopieszczony cwel.
- Oj zamknij się.
- Skurwysyn. Kat.
- Do kata mi jeszcze daleko.
Zepchnąłem go z siebie, wstałem i odszukałem bokserki. Założyłem te, które nosił chłopak, a ja założyłem mu swoje. Spojrzałem na zegarek i otworzyłem szeroko japę.
- O kurwa.
- Szukasz kurwy to kierunek burdel.
- Morda. Zaraz przyjadą lamusy.
Ubrałem się szybko i zapiałem wszystko by nie było podejrzeń. Pochowałem urządzenia do szafek i szuflad, ubrałem Bekona w bluzkę i owinąłem go kocem, który wyjąłem z komody. Wziąłem go na ręce i szybko opuściliśmy miejsce akcji, nie zapominając go zamknąć. Zdążyłem ledwo wejść i zostawić chłopaka w pokoju, gdy nagle drzwi wejściowe się otworzyły i słychać było nawoływania. Ogarnąłem się przy lustrze i wyszedłem na spotkanie z zespołem.
Zauważyłem Kyungsoo, który od razu poleciał do kuchni, zapewne sprawdzając czy pomieszczenie jest w całości. Suho i Kai patrzyli czy nic nie wybuchło, a Sehun olał wszystko i poszedł do pokoju spać. Usiadłem wygodnie na kanapie i rozejrzałem się dokoła. Moją uwagę zwróciło parę czerwonych plam przy wejściu. Pacnąłem się w czoło przypominając sobie, że przecież starszy krwawił, a ja miałem rozwalone plecy. Z zamyśleń i innych pierdół wyrwał mnie głos menagera.
- Coście robili?
- Nic specjalnego. Byliśmy na spacerze, ale wróciliśmy szybko, bo Hyung źle się czuł. Teraz śpi.
- Zmęczony. Przemęczył się pewnie.
- Ojj.. żeby Pan wiedział jeszcze jak. – Obdarowałem go swoim wesołym uśmiechem i udałem się do pokoju, który dzieliłem ze starszym. Ledwo wszedłem i zamknąłem drzwi, a ten już do mnie kulejąc podszedł, łącząc nasze usta w chaotycznym pocałunku.

KONIEC

Nie miałam na celu skrzywdzenia nikogo, ale taki pomysł zakwitł mi w głowie już jakiś tydzień temu i musiałam go wypisać. Można powiedzieć, że nawet taka scena mi się śniła :o . Skąd? Nie wiem XD
BaekYeol – zamówiony dla Yoon Shi :3
Don’t hate me za to ^^*

POWRÓT

Cześć i czołem! Mam dla was ważne informacje, o ile jeszcze ktoś tu zagląda! Wiem, że baaardzo dawno nic tu nie dodawałam, wszystko s...