piątek, 27 grudnia 2013

~ ZAMÓWIENIE DLA G. ~

NO.1 x NO.2

ALL I WANT FOR CHRISTMAS IS YOU


Rating: PG-13
Pairing: Taoris
Rodzaj: one-shot, angst, fluff
Ilość: 13 103
POV: Tao

Siedziałem na parapecie i obserwowałem jak za oknami zaczyna któryś raz z rzędu prószyć delikatny śnieg, na dzieci bawiące się i tworzące aniołki ze śniegu, na młodych ludzi, którzy szczęśliwi i pełni trosk nie przejmowali się ani pracą, ani większymi przygotowaniami do zbliżającej się Wigilii czy nawet wyborem prezentu dla ukochanej osoby.
Siedziałem i rozmyślałem nad swym marnym losem. Z powodu porannej burzy śnieżnej odwołano wszystkie loty do Pekinu, skąd miał mnie odebrać tata. Utknąłem w Korei Południowej z zespołem (nie to bym narzekał), ale… Właśnie. Pojawiało się to niefortunne ,,ale’’. Tu nie chodziło o przygotowanie potraw, przyniesienie do domu choinki i ubranie jej, przygotowanie stołu, krzeseł, nakryć i innych rzeczy. Tu nie chodziło już nawet o to, że nie spędzę świąt z rodziną; z mamą, która piecze najlepsze pierniczki na świecie, z tatą, z którym każdego roku (nieważne, że jestem już za duży na to) przystrajam choinkę i wieszam gwiazdę na czubku, z dziadkami, z którymi śpiewam kolędy i droczę się na temat prezentów: czy byłem dobrym chłopcem, czy też nie. Nie, to nie o to chodziło. Chodziło o to, że darzyłem głębokim uczuciem lidera EXO-M, który praktycznie nie zauważał moich starań o swoje względy. Cały czas, bez przerwy przebywał w towarzystwie Yixinga – cholernego jednorożca, który nic nie robił tylko udawał, że leczy ludzi. Kkk. Dobre sobie. Chyba nikt go nie uświadomił, że życie to nie bajka tylko okrutna, nienawidząca Cię rzeczywistość.
Siedziałem, opierając czoło o zimną szybę i rozmyślałem o samotnych świętach. Niby nie powinienem tak myśleć. Bo jak nie Kris to przecież miałem przyjaciół. Ale oni to nie to samo co pierwsza miłość. Nie to samo…
- A więc tu jesteś! – Moje rozmyślania przerwał czyjś okrzyk i ciche wkroczenie do zaciemnionego pomieszczenia, oświetlonego jedynie tarczą już wschodzącego Księżyca, a dokładniej jego blaskiem próbującym wedrzeć się głębiej do pokoju mojego i menadżera.
- Uhm.
- Chodź na dół. Wszystko już przyszykowane, prezenty złożone, potrawy na stole. Wszyscy czekamy już tylko na Ciebie.
- Naprawdę muszę schodzić? – Jęknąłem zrozpaczony i spojrzałem na przybysza, którego rozpoznałem już po samym zatroskaniu się o moją osobę.
- Stało się coś? – Joonmyeon podszedł bliżej i położył mi dłoń na czole, chcąc chyba sprawdzić czy nie mam przypadkiem gorączki.
- Trochę źle się czuję… Ale to nic poważnego.
- Skoro to nic poważnego to jazda na dół bez dyskusji. Jeszcze rano byłeś zdrów jak ryba, a teraz niby coś Ci dolega? – Prychnął cicho i chwycił mnie za nadgarstek, wyciągając z pokoju i ciągnąc na dół do ludzi.
Westchnąłem cicho, stojąc i przypatrując się pozostałym. Każdy ubrany odświętnie z jakimś świątecznym gadżetem na sobie typu rogi renifera, czapka Mikołaja, dzwoneczki na szyi (prawie jak u krowy…), z uśmiechem przyklejonym do twarzy i iskierkami w oczach. Wszyscy szczęśliwi i pełni radości, przygotowanych do śpiewania kolęd i dzielenia się opłatkiem. Najgorszą z rzeczy możliwych. Wszyscy, wszyscy, wszyscy… Wszyscy, oprócz mnie.
Taka bida stojąca samotnie w kącie, ubrana jedynie w czarne spodnie, białą koszulę i skarpetki ze wzorkiem reniferów, ciągnących sanie Świętego. Taka sierota, która nie może spędzić tego wspaniałego czasu w gronie rodziny tylko z zespołem, który ma na co dzień. Takie jedno niewiadomo-co przypominające wyrośniętą pandę z wielkimi worami pod oczami (nie, tym razem nie zwalamy winy na wygląd pandy). Takie jedno, wielkie nieszczęście samotnie stąpające po cienkim gruncie. Takie…
- Tao! Zitao, ocknij się! – Zamrugałem parokrotnie, wracając do rzeczywistości i dając znać Xiuminowi hyungowi, że wszystko dobrze. – Weź opłatek.
- Uhm. – Bez niepotrzebnych słów, wziąłem go posłusznie, czując narastające zdenerwowanie. Przez cały czas patrzyłem w podłogę; wzrok unosiłem tylko wtedy, kiedy ktoś do mnie podchodził i składał mi życzenia. Stresowałem się tym co zaraz nadejdzie. Jeszcze tylko Smok został.
Kątem oka obserwowałem jak kończy składać życzenia Jednorożcowi i to był błąd. Obserwowanie jak radośnie się do siebie uśmiechają, przytulają i szepczą sobie na ucho bolało. Sprawiało, że czułem nieprzyjemne ukłucia w okolicy serca, wzrastające zdenerwowanie i zbierające się łzy w kącikach oczu. Przełknąłem ślinę, czując narastającą gulę z gardle. Nie chciałem już dłużej na to patrzeć. Nie mogłem i pobiegłem pędem na górę, wymijając zdziwionych kolegów i cieplutko gruchających kochanków. Chciałem jak najszybciej znaleźć się sam w pokoju.
Wbiegłem do środka, zatrzaskując za sobą drzwi i dopadając lustra. Uniosłem głowę i sam siebie nie poznałem; rozczochrane blond włosy, ciemne cienie pod oczami (wcale a wcale nie przypominające tych, które mają pandy), przekrwione oczy, które nie wytrzymały i z każdą sekundą stawały się wilgotniejsze, słone krople łez ściekające po pobladłej cerze i poniekąd zakrwawione wargi od ciągłego ich męczenia zębami.
Nie mogłem już wytrzymać. Miałem serdecznie dość siebie, niespełnionej miłości, wszystkich śmiechów, chichów, czułości, współczucia. Miałem naprawdę dość wszystkiego. Przetarłem ręką zmęczone oczy i spojrzałem raz jeszcze w lustro. Bo czemu mam się katować widokiem zakochanych gołąbków? Czemu to ja muszę zawsze cierpieć? Nie chcę już cierpieć. Chcę poczuć wolność. Nie chcę żyć, życząc komuś śmierci, nie chcę widzieć szczęścia innych osób, nie chcę cholernych komentarzy, że jak zwykle jestem sam. Nie chcę… się znać.
Pod wpływem wszystkich tych myśli skumulowanych w głowie, zdenerwowania, stresu, zagryzłem kołnierz koszuli i z całej siły uderzyłem pięścią w tarczę lustra, powodując, że ta roztrzaskała się na kawałki, tym samym zadając sobie ból. Odpadające kawałeczki trafiały idealnie w rękę. Uniosłem odrobinę głowę, przymknąłem oczy, czekając, że może któryś z kawałków zlituje się i trafi w pięknie odsłoniętą szyję, kierując się do tętnicy; rozetnie ją i pozbawi mnie beznadziejnego życia.
Czekałem i czekałem, ale nic takiego się nie stało. Przełknąłem ślinę, starając się stłumić falę gwałtownego szlochu. Otworzyłem oczy, ale przez chwilę nic nie widziałem. Obraz całkowicie rozmyty… Może tak ma być? Zamrugałem parę razy, chcąc chociaż trochę zobaczyć szkody jakiej narobiłem. Dookoła mnie leżało roztrzaskane na kawałki szkło. Nie myśląc ani chwili dłużej, chwyciłem jeden z nich (najostrzej wykończony) i przystawiłem sobie do ręki, chcąc sobie podciąć żyły.
- Przepraszam… przepraszam… - Przepraszałem na głos, chcąc sobie choć trochę ulżyć. Czułem potworny ciężar na sercu, ledwo byłem w stanie mówić. Słyszałem swój szept, tak, to chyba był szept.
Nacisnąłem leniwie ostrzem na żyłę i pociągnąłem nim powoli po skórze. Widząc sączącą się wolnym strumykiem krew, przymknąłem oczy, licząc ile trzeba cięć by szybciej ze sobą skończyć.
Dopiero po paru minutach odczułem jak słabnę. Usiadłem na tyłku, czując, że dłużej nie dam rady siedzieć w klęczkach. Oparłem się plecami o łóżko i uchyliłem powoli powieki, sprawdzając swoje dzieło. Naliczyłem około piętnastu cięć, z których leniwie płynęła ciemnoczerwona ciecz. Uśmiechnąłem się i podniosłem ostrze na wysokość oczu.
- A może powinienem sobie wydłubać tym oczy? Byłbym ślepy… - Ale wciąż nieszczęśliwy - podpowiedział mi jakiś głosik w umyśle. – Nah… w sumie racja.
Przymknąłem ponownie oczy, przystawiając sobie szkło do tętnicy. Nabrałem parę razy głębszych (o ile stan, w jakim się znajdowałem mi na to pozwalał) oddechów.
- Przepraszam, że Cię kocham Gege… - I nie czekając ani sekundy dłużej, powoli kierowałem ostrze na tętnice. Już czułem lepki (umazany w krwi) czub na skórze, gdy nagle coś, bądź ktoś wyszarpał mi szkło z ręki. Jęknąłem ledwo przytomnie i po omacku szukałem dłonią innego kawałka. Nie obchodziło mnie kto mnie powstrzymał. Chciałem po prostu szybciej ze sobą skończyć. Chciałem…
- Co Ty wyprawiasz idioto?! – Mruknąłem cicho, słysząc czyjś znany, lecz jakby odległy głos. Przecież tyle razy go słyszałem, więc dlaczego nie mogłem rozpoznać do kogo należał? – Otwórz oczy Zitao! Otwórz oczy! Tao do cholery!
Usłyszałem osobę trzecią, która niosła w naszym kierunku miskę z… wodą? Usłyszałem nieprzyjemny dźwięk rozdzieranego materiału, a chwilę później zimny dotyk owego materiału na ręce. Chyba ktoś chciał zatamować krwawienie.
- Głupku! Otwórz te cholerne oczy! Proszę! Nie takiego prezentu oczekiwałem na święta! – Słyszałem rozpacz w dobrze znajomym mi głosie, ale wciąż nie potrafiłem stwierdzić do kogo należał. Joonmyeon? Kyungsoo? Xiumin? Nie… To nie ich głos…
 Kolejną chwilę później (po zatamowaniu krwawienia i dziwnym trafem sprzątnięciu rozbitego szkła) poczułem coś mokrego, jednocześnie chłodnego tuż przy wargach. Nie wiem co to było, ale kazali mi pić. Przez wciąż utrzymującą się gulę w gardle ciężko mi to szło, ale udało się przywrócić mojemu wycieńczonemu organizmowi odpowiednią ilość nawodnienia.
- Joonmyeon proszę, zostaw nas samych.
- N-Na pewno?
- Na pewno. Poradzę sobie.
Dźwięk cicho zamykanych drzwi. Czyjeś sapnięcie i odgłos przemieszczania się. W tym samym momencie poczułem jak ktoś usadawia się między moimi nogami, opierając ręce na moich lekko ugiętych kolanach. Dotyk przenoszący się wzdłuż tułowia, jakby badając czy nie ma innych ran, następnie ramiona, aż w końcu dotyk czyichś ciepłych, dużych dłoni na policzkach.
- Otwórz oczy Pando. Proszę.
- Zostaw mnie. Nie chcę Cię widzieć! Idź sobie…
- Nie pójdę, póki nie powiesz mi co się dzieje.
- …
- Tao, proszę.
- …
- Zitao. Martwię się.
- … O mnie się martwisz? Wracaj lepiej do swojego chłoptasia! Po co się przejmujesz takim bezwartościowym śmieciem jak ja?
- O czy Ty mówisz?
 Zagryzłem wargę, starając się nie rozpłakać, a szczególnie nie przy liderze. Zacisnąłem mocniej powieki i odczekałem parę minut, mając nadzieję, że starszy da sobie spokój i go zostawi. Minęło dziesięć minut, piętnaście, dwadzieścia, może nawet półgodziny, a Wu Fan ani be, ani me, ani kukuryku. Jak siedział, tak siedzi. I się na mnie gapi – dopowiedziałem sobie w myślach.
- Ponawiam pytanie: O czym Ty do mnie mówisz?
- Ugh! – Otworzyłem powoli oczy, ukazując niedoszłej miłości jak bardzo przez niego cierpię. Mrugałem kilkakrotnie, starając się powstrzymać napływające łzy. Poruszyłem zranioną ręką i o dziwo nie odczułem bólu, jakiego oczekiwałem. Zacisnąłem obie dłonie w pięści, by chwilę później je rozluźnić. – Zabierz. Te. Ręce.
- Nie.
Zacisnąłem ponownie dłonie w pięści i zacząłem okładać nimi klatkę piersiową Wu Fana. Poczułem jak zbiera się we mnie gniew, że wpadł w nieodpowiedniej chwili, że śmiał mi przerwać mój rytuał. Biłem go tak mocno, jak tylko byłem w stanie i na ile pozwalała mi pocięta dłoń. Nie wytrzymałem i zacząłem płakać, wyrzucając z siebie wszystko to, co mi leżało na sercu.
- Wracaj do swojego Yixinga, który myśli, że życie to bajeczka dla dzieci, że wszystkie chwyty dozwolone, że myśli, że ma prawo ranić inne osoby. Mam dość Ciebie i całego świata! Mam dość, że musiałem tu zostać przez tą cholerną zamieć śnieżną, że nie pozwoliła mi spędzić tych świąt z rodziną! Mam dość, że muszę oglądać codziennie twoją facjatę nad wyraz szczęśliwą, kiedy tylko uda Ci się dotknąć i spotkać z Jednorożcem! Mam dość siebie, że nie potrafię do Ciebie po prostu podejść i powiedzieć jak bardzo mi na Tobie zależy! Nienawidzę tego wstrętnego uczucia, kiedy widzę Ciebie i Jednorożca razem! Nienawidzę się za to wszystko! Nienawidzę, nienawidzę! Chcę umrzeć! Cały świat jest przeciw mnie! Jak umrę to wszyscy będą mieli ode mnie spokój, będą szczęśliwsi, każdy będzie mógł być z tym kim chce! Nienawidzę świąt, dzielenia się opłatkiem, nienawidzę wszystkiego co ludzkie, nie cierpię tego świata! Wiesz jaką ulgę czułem, gdy zadawałem sobie ból?! W końcu mogłem się odprężyć! W końcu mogłem sobie ulżyć, w końcu… w końcu mogłem być szczęśliwy…
Podczas wyżalania się, co mi leży na sercu, w pewnym momencie przestałem okładać chłopaka pięściami. Zamiast tego ściskałem, a dokładniej wpijałem się palcami w jego ramiona. Przeniosłem wzrok na jego twarz i szczerze… to aż mnie zatkało. Wu Fan był w niemałym szoku po tym co przed chwilą usłyszał. Siedział i wpatrywał się w moje oczy. Nie poruszał się, nie wydał także żadnego dźwięku. Jedynie co świadczyło o tym, że żyje była spokojnie unosząca się klatka piersiowa i drgający podbródek. Wytarłem oczy rękawem koszuli i spuściłem wzrok ponownie na jego klatkę piersiową.
- Proszę… powiedz coś. Nie chcę byś milczał. Powiedz nawet to, że mnie teraz nienawidzisz… Po prostu… Odezwij się… - Jęknąłem wręcz błagalnie, chcąc jakoś obudzić go z dziwnego transu. Siedziałem i czekałem, lecz zamiast słów usłyszałem parsknięcie. – Yah! Co Cię tak bawi Gege?!
- Ty głupolu! Znaczy, z jednej strony mnie to bawi, a z drugiej smuci. Po prostu nie mogę zrozumieć jak mogłeś myśleć, że mnie i Yixinga coś łączy? Znaczy tak… coś nas łączy, a tym czymś jest tylko przyjaźń. Nie kocham go, bo mam kogoś innego na oku. Poza tym, Lay ma Suho. Cieszy mnie to, co powiedziałeś. Wiem już co Ci leży na serduszku, wiem gdzie popełniłem błąd i uwierz mi, czuję się z tym okropnie. Nigdy nie zamierzałem Cię zranić, nie chciałem być płakał, a tym bardziej nie chciałem byś odbierał sobie życie! Nie jesteś kotem, który ma siedem czy tam dziewięć żyć. Jesteś człowiekiem, który ma jedno, najcenniejsze życie; takie które miewa wzloty i upadki, przyjemniejsze i gorsze chwile. Masz takie życie, któremu zazdrości każde dziecko, które nie jest w stanie dożyć tyle co Ty. Życie jest zbyt krótkie na rozpacze i rozterki, zbyt krótkie… Jest tyle rzeczy do zrobienia, któryś jeszcze nie robiłeś, a chciałbyś spróbować.
- Nhmpf. Niby co takiego?
- Na przykład chciałbyś się do mnie przytulić, poczuć moją miłość, ciepło ode mnie bijące. Chciałbyś czuć jak przeczesuję swoimi palcami po kosmykach Twych włosów, jak składam pocałunki na Twej buźce, a szczególnie na…
- Nie kończ! N-Nie kończ, proszę.
- Spójrz na mnie Tao.
Pociągnąłem nosem i powoli uniosłem głowę do góry, napotykając tym samym baczne spojrzenie Krisa. Podchwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się, nachylając w moim kierunku i składając na mym czole delikatny pocałunek. Zadrżałem pod jego dotykiem i zacisnąłem mocno powieki, sądząc, że teraz to sen a nie jawa.
- Dla-Dlaczego więc wydawałeś się taki spoufalony z Jednorożcem? – Wyszeptałem cicho, czując wyraźną ulgę, że gula powoli zanika.
- Szukałem dla Ciebie odpowiedniego prezentu. Nie chciałem Ci kupować jakichś gadżetów z pandą, czy toreb firmy Gucci. Chciałem czegoś oryginalnego, a on był jedyną osobą, która nie myślała o zabawkach z sex-shopu czy innych dziwactwach.
- Ja… Ja nie mam nic dla Ciebie… - Szepnąłem zrozpaczony i poczułem jak do moich oczu ponownie napływają łzy.
- Ejejejej! Nie płacz! Nie kupiłem Ci nic. Znalazłem inny sposób na to. Może będzie trochę oklepany i pewnie nie w moim stylu, ale to będzie prezent od serca.
- Jaki? – Spojrzałem na niego z zaciekawieniem i przesunąłem ręce na kołnierz jego koszuli pobrudzonej moją krwią.
Obserwowałem jak Kris podsuwa się bliżej, przesuwa jedną rękę na moją szyję, a drugą na podbródek i chwilę później poczułem jego ciepłe wargi na swoich. Nie śpieszył się, całował delikatnie, oczekując chyba wzajemnej współpracy. Uspokoiłem się i przyciągając go bliżej do siebie za kołnierz, zacząłem odwzajemniać jego pocałunki, z każdą chwilą starając się wpasować w jego rytm. Całowaliśmy się niekrótko i niedługo, ale tak, że zabrakło nam powietrza. W sumie to mi nie przeszkadzało. Póki miałem go obok siebie (a raczej przed sobą), mogłem nawet zginąć bez tlenu. Spojrzałem na niego, uśmiechając się szczerze pierwszy raz od chyba miesiąca i próbowałem uspokoić oddech.
- Gege…
- All I want for Christmas is you.

3 komentarze:

  1. Anonimowy27/12/13

    Haha Taoris w świątecznym wydaniu ^^ takiego jeszcze nie czytałam xd
    Ooo mój mały biedny Tao też nie lubie świąt xD
    Dziękuje za niego :D ale troche za krótkie :p potrafie tylko narzekać(_ _ )

    -G

    OdpowiedzUsuń
  2. " jak składam pocałunki na Twej buźce, a szczególnie na… - Nie kończ! N-Nie kończ, proszę."
    I w tym momencie wybuchłam śmiechemxD szczerze myslalam że serio to będzie angst ale jak to przeczytałam to stwierdziłam że to raczej nie. Chyba że już naprawdę moje oczy są wymuszone i nie płacze xD Wspaniały ff i oby tak dalej!
    Życzę weny i pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji na http://koreangirlsandboys.blogspot.com/2014/01/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń

POWRÓT

Cześć i czołem! Mam dla was ważne informacje, o ile jeszcze ktoś tu zagląda! Wiem, że baaardzo dawno nic tu nie dodawałam, wszystko s...